|
W redakcji EBIB-u mamy bardzo dużo różnych ludzi, zwykle ciężko pracujących i będących w dodatku altruistami, poświęcającymi część prywatnego czasu dla idei, która wydaje im się bardzo ważna i satysfakcjonująca (mam tu na myśli publikowanie elektroniczne). Myślę, że wśród innych grup bibliotekarzy też tak jest, też obok pracy jest coś, czemu poświęcają swój czas. Dobrze się stało, że wrocławska ekipa redakcyjna wymyśliła taki numer Biuletynu EBIB, który ma być przeznaczony "pozabibliotecznym zainteresowaniom" bibliotekarzy. Nasze życie nie kończy się na pracy. To, co robimy poza biblioteką, jest tak samo ważne, jak to, co robimy w pracy. Relaks powinien być ważną częścią każdego dnia.
Aleksander Radwański też się zrelaksował pewnego razu pod czereśnią. Przypomnieliśmy sobie oboje z radością, że pochodzimy z pięknej prowincji śląskiej.
|
Jedni mówią, że tylko praca się liczy, inni, że tylko prywatne życie ma sens, praca to stres i ciężar. Badania ankietowe Polaków pokazują, że za najwyższą wartość uważamy rodzinę i życie rodzinne. Dla mnie obie te sfery muszą znaleźć się w równowadze. Samo życie rodzinne mnie nudzi. Myślę, że jeśli zaniedbamy którąś ze sfer naszego życia czy działania, to poczujemy dyskomfort, dlatego ważne jest, aby znaleźć proporcje w swoim życiu; ja stale nad tym pracuję. Styl życia, jaki uprawiamy, wpływa na jego jakość, budujemy go przecież sobie tak, by harmonizował z naszymi potrzebami, by wprowadzał ład i porządek w codzienność. Jeśli stawiamy za bardzo na pracę, możemy zostać pracoholikami, jeśli stawiamy za bardzo na dom, możemy być pozbawieni dobroczynnego wpływu na nas świata zewnętrznego.
Tak wyglądają pracoholicy, którzy myślą, jak tu zmienić swój styl życia i uczynić go bardziej komfortowym.
Zamykanie się w świecie tylko własnych profesjonalnych, zawodowych spraw nie jest najlepszym pomysłem na życie, tak mi się wydaje, choć niejednokrotnie łapię się na tym, że coraz więcej mojego prywatnego czasu mi one zabierają. Jakieś trzy lata temu, kiedy przechodziłam "barierę dźwięku" i samą siebie, pracując dzień i noc, bo akurat było wiele ciekawych spraw do załatwienia, zrobienia, wynegocjowania, zainicjowania, zauważyłam, że sypie mi się cała misterna organizacja pracy, którą stworzyłam, by niczego nie zapomnieć i nikogo nie zawieść. Zrozumiałam, że każdy ma ograniczone możliwości, ja także, i zwolniłam, powiedziałam sobie STOP. Zwolniłam, niestety, rezygnując z paru spraw, które były dla mnie ważne, pracy w organizacji pozarządowej, która mnie cieszyła i dawała wiele satysfakcji, wchodzenia w projekty, które powinno się zrobić, bo przyszedł na nie czas, wyjazdów nieustannych, rozmów licznych i ważnych.
Nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale jestem nieco bardziej wypoczęta i jak sądzę wydajniejsza w tym, co sobie zostawiłam. Zdałam zaległe egzaminy, przeczytałam zaległe książki, wydłużyłam wakacje letnie do całego miesiąca. Dziś na wakacje jadę bez wyrzutów sumienia, ale z radością, że na nie zapracowałam, a relaks jest częścią mojego życia, i to poważną.
To jest to, co lubię: fantastyczna przyroda, cisza, ulubiona kawa - maleńka i mocna jak diabeł. Dzięki takim momentom mogę pracować.
|
Zawsze miałam wiele zainteresowań i dużo pracowałam społecznie już od szkoły podstawowej, to mi zostało do dziś i to uważam za czynnik niesłychanie twórczy i dopełniający moje życie. Każde nowe zainteresowanie traktuję jak nową przestrzeń, którą odkrywam, nowy ląd z nowymi ludźmi, których poznaję, ci ostatni oczywiście są najważniejsi, bo wszystko dzieje się z powodu lub przez innych ludzi.
Ludzie potrafią być beznadziejni i fascynujący, każdy inaczej, weźmy za przykład miłośnika win włoskich czy francuskich. Ile człowiek - "laik winny" - dowie się o wkładaniu nosa do kieliszka i poszukiwaniu smaku czy pejzażu południowej Prowansji - ile zobaczy emocji i wrażliwości przy okazji. Od razu wino lepiej smakuje, a jeśli do tego wokoło rozbrzmiewa muzyka jazzowa, jakiś fantastyczny pianista pan Leszek Możdżer rozpyla dźwięki z takim entuzjazmem i wirtuozerią - czego potrzeba więcej? To są nasze małe przyjemności, które powodują, że nasz mózg wypoczywa.
To jest akurat wino białe niemieckie, całkiem smaczne, wypite przy ciekawej dyskusji o polskiej literaturze w niemieckim domu (Oldenburg).
|
Korzystam z każdego spotkania z ludźmi, żeby od nich coś ciekawego wyciągnąć, żeby ich zapytać o pracę, życie, doświadczenia i za każdym razem cieszę się, że część tych doświadczeń jest mi znajoma. Okazuje się, że nabywamy je tak samo bez względu na kraj, w którym przyszło nam żyć, kiedyś tego nie wiedziałam. Spotkania z ciekawymi ludźmi i innymi kulturami to moja prawdziwa pasja. Szkoda, że Polska jest krajem jednorodnym - dla mnie za bardzo jednorodnym - szkoda, że wszystko się unifikuje, stracimy na tym bardzo. Różnorodność i wielokulturowość jest piękna i pobudzająca.
Ci bibliotekarze w Greifswaldzie po kilku dniach ciężkiej pracy i dyskusjach o bibliotekach cyfrowych dostali doskonałe wino - chyba włoskie - zobaczcie tę radość na ich twarzach.
|
Należę do tego pokolenia Polaków, których młodość przypadała na dość ponure lata 70., ale nie tak ponure i zamknięte, by nie można dla siebie znaleźć przestrzeni wolności, warunków dla rozwoju indywidualnych potrzeb czy obserwacji świata. W latach 70. na Uniwersytecie we Wrocławiu nauczyłam się, jak nie być przeciętnym człowiekiem, jak wykorzystać dany mi czas na ciągły rozwój intelektualny. Tam uczyłam się, pracowałam w teatrze alternatywnym, organizowałam imprezy kulturalne, chodziłam na koncerty jazzowe i rockowe, politykowałam. Kilka lat intensywnego życia dało mi mnóstwo nowych doświadczeń, które do dziś wykorzystuję, także w pracy, np. jak zrobić dobrą imprezę za nieduże pieniądze?
Z moich rozlicznych ważnych pasji najważniejsze jest czytanie mądrych tekstów, pisanych przez mądrych ludzi, to mogą być książki, kiedyś były tylko one, ale dziś częściej to są artykuły, eseje. Uwielbiam mieć czas w domu po południu lub w nocy na codzienne czytanie Gazety Wyborczej i Polityki, czasem innego czasopisma, które przeglądam, żeby zobaczyć, czy mi pasuje. Nie czytam tekstów o partiach politycznych, bo to, jakie są, każdy widzi, szkoda czasu, choć niestety wiem, że to właśnie ci ludzie decydują o tym, co się dzieje w moim kraju.
Czytam raporty ekonomiczne, społeczne i finansowe, które mówią o tym, jacy jesteśmy w masie, jakie są przyczyny naszych zachowań, lubię wiedzieć, co słychać w gospodarce. Zaczynam lekturę zawsze od stron ekonomicznych, jak zobaczę, że na giełdzie nie jest najgorzej, to się cieszę. Potem czytam informacje o trendach, statystykach, inwestycjach, czasem się denerwuję, kiedy parlamentarzyści grzebią przy przepisach i psują gospodarkę, marnują zapał ludzi biznesu. Znają się na tym jak "kura na pieprzu" i nikogo nie słuchają. Marnowanie publicznych pieniędzy, utrzymywanie olbrzymiego "socjalu" idzie nam dobrze, to potrafimy, natomiast gorzej z porządną pracą i profesjonalizmem. Rozmawiałam kiedyś przez chwilę o tym z Henryką Bochniarz, ta kobieta mi imponuje, walczy o normalność gospodarki w Polsce od lat. Trzymam kciuki za jej starania i za mały biznes też.
Potem czytam jakiś duży tekst socjologiczny, jakąś analizę, polemikę, czasem dobry tekst historyczny, literacki, mam swoich ulubionych autorów. Felietoniści mnie nudzą, muszą napisać coś co tydzień i czasem to jest takie ble, ble. Jerzego Pilcha nie trawię, ale Ludwik Stomma już lepiej. W Polityce koniecznie muszę przeczytać RAPORT - zwykle oparty o jakieś bieżące badania, potem przerzucam strony i patrzę, czy jest coś dla mnie. Czasem jest bardzo dużo tekstów, które są ważne, czasem nie ma nic, to zależy, jaki numer. Generalnie jest to świetne czasopismo. Próbowałam kiedyś znaleźć dla siebie tzw. czasopismo kobiece, sądziłam, że są takie, które rzeczywiście poważnie dyskutują o problemach kobiet, przekopałam się przez wszystkie, ale jeśli wydawcy uważają, że takich czasopism potrzebują kobiety, to mają o nas bardzo złe mniemanie. Stanęło na tym, że najlepszym dla mnie czasopismem kobiecym jest Polityka.
Najlepszy tygodnik dla kobiet w Polsce, pomimo mocno tym razem zmaskulinizowanej okładki. Wybaczam jednak redakcji, bo jest to okładka ironiczna.
|
Nigdy nie wsiadam do pociągu bez czasopism, książki czy papierów do przeczytania. W pociągu czyta się rewelacyjnie, dlatego nie lubię autobusów (trzęsie), samolotów (niedobrze się robi przy czytaniu), samochód jest najgorszy, trzeba ciągle uważać i z takiej jazdy żadnego pożytku nie ma, chyba że ma się dobrego kierowcę, a za oknem np. góry Sycylii. Ostatnio w pociągu przeczytałam "od dechy do dechy" Więź, była poświęcona Żydom, niezwykle ciekawy numer, bardzo mądre wywiady, teksty, historyczne powroty. Nie będę pisała o czytaniu czasopism bibliotekarskich, zwłaszcza Biuletynu EBIB, bo miało nie być o pracy. Ta lektura jednak zajmuje mi dużo czasu. Miesięcznie czytam kilkanaście tekstów fachowych (także po angielsku), nie licząc przepisów prawnych, komunikatów, strategii, zaleceń itp.
Jeśli chodzi o czytanie książek, to zwykle wypożyczam je na urlop i wtedy nadrabiam zaległości, mam swoich ulubionych autorów i literatury. Lubię literaturę czeską i francuską. Bohumila Hrabala (np. przepiękne Dobranocki dla Cassiusa, Postrzyżyny, Auteczko) mogę czytać kilka razy, zawsze się ubawię. Nie czytam prawie bestsellerów, bo mnie zawodzą. Ale czytam książki, które mi polecają znajomi o dobrym guście i czasem wybieram coś z zalecanej literatury w Polityce, jeśli temat czy wątek wydaje się ciekawy. Niedawno przeczytałam wspomnienia sekretarek Hitlera, parę ładnych powieści norweskich i nabyłam piękną serię fotograficzną zatytułowaną: Decades of the 20th Century Nicka Nappa - zbiory fotografii z poszczególnych dekad pokazujące normalne życie ludzi, ważne fakty historyczne, odkrycia. Bardzo polecam - cały XX wiek w fotografii, wiele z nich się pamięta z prasy.
Następna moja pasja to jest rower lub rowery i to stare, nie nowe. Bez roweru jestem nieszczęśliwa, bo rower jest piękny i daje mi poczucie swobody. Miałam już kilka rowerów, dwa mi ukradli, jeden próbowali, ale gnałam za złodziejem przez cały Toruń i złapałam go, policja mi pomogła. Może moja stara Laura z Rometu nie była tego warta, ale lubię ją, poza tym w koszyku było Vademecum Bibliotekarza wypożyczone z biblioteki, zatem musiałam zaciekle walczyć o publiczny majątek. Akcja była udana i wyglądała jak w gangsterskim filmie, które zresztą nie bardzo lubię. Toruń jest takim miastem, że wszędzie się na rowerze dotrze, jest trochę za mało ścieżek rowerowych, ale ta najważniejsza z mojego domu na targ i do miasta, jest.
Poprzedni dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej pan Stefan Czaja, musiał wybudować stojaki do rowerów przy bibliotece, bo mu nie dałam spokoju, a pani dyrektor Teresa Szymorowska tak długo była przeze mnie molestowana i denerwowana przypinaniem "jakiegoś brzydkiego starego grata" do jej barierek ochronnych w Książnicy Kopernikańskiej, że szybko wybudowała gustowne stojaki. Są bardzo piękne i cywilizowane, bo wspomniana wyżej pani dyrektor posiada wielką wrażliwość estetyczną i szare musi być do czerwonego - nijak inaczej.
Takie mam ścieżki nad Wisłą, koło Torunia.
Miłość do rowerów mam od dzieciństwa, ale do starych od czasów moich podróży do Niemiec i Holandii. Na początku lat 90., gdy rowery ginęły w Polsce masowo, Holendrzy radzili mi kupić starego gruchota, którego nikt nie będzie chciał ukraść. Dzięki tej radzie nie mam żadnych stresów przy przypinaniu mojego roweru w mieście, gdzie popadnie. Jak go ukradną, to na targu znajdzie się jeszcze ładniejszy, może nawet ze starą lampą i posrebrzanymi hamulcami?
Z innych sportowych aktywności, w grę wchodzi tylko pływanie, bieganie na nartach i spacery po górach. Inne mnie zupełnie nie interesują, a nawet nudzą. Mój mąż, maratończyk, robił, co mógł, żebym zaczęła z nim biegać, ale poniósł całkowitą klęskę i musi pogodzić się z tym, że kiedy biegnie maraton toruński, jadę za nim rowerem. Myślę jednak, że kibicowanie mężczyźnie powinno być mi zaliczone jako aktywność sportowa, bo jest to bardzo trudne zajęcie i wyczerpujące. Przede wszystkim niczego nie można zaplanować w domu, dopóki się nie zna kalendarza biegów męża.
|
|
|
Alpy francuskie |
Karkonosze czeskie |
Kolejną sprawą, która jakoś mnie zajmuje, są koty. Koty i psy zawsze u nas były. W dzieciństwie nikt się nimi specjalnie nie przejmował, stanowiły część pejzażu i mojego prowincjonalnego otoczenia. W dużym mieście mają bardzo niekomfortową sytuację, dlatego trzeba się nimi szczególnie opiekować. Na szczęście moje dwa koty mają się całkiem dobrze, bo mieszkają na parterze w pięknym otoczeniu, blisko lasu. Spędzają dużo czasu na wolności, a jak mają jej dość, to wskakują na balkon i dobijają się do drzwi mając gdzieś, że jest piąta rano, a ja lubię długo spać.
Koty podwórkowe toruńskie - Pazur i Gumka
No i kwiaty na koniec. Kocham kwiaty, ale mój mąż twierdzi, że kwiaty nie kochają mnie, bo mi nie rosną. Ja oczywiście inaczej to widzę, sadzę je więc namiętnie, na trawniku i w doniczkach, nigdy nie zapamiętuję ich nazw ani zasad pielęgnacji, bo nie jest mi to potrzebne, traktuję prawie tak samo wszystkie, nie ma znaczenia, jakie są - byle tylko chciały zakwitnąć i przez moment być piękne. Przecież nie są wieczne? Tak jak my trwają i mijają.
Życie, jakie nas otacza, ciągle coś nowego przynosi, a to technologie, które wydają się niezwykle ciekawe, a to mądre filmy, książki i tak naprawdę moją pasją chyba jest to, żeby stale zmieniać pasje, żeby nie stać w miejscu. Ciekawość świata stale mnie gna do przodu, przerabianie tego, co przestarzałe na coś nowocześniejszego i bardziej przydatnego jest bardzo pasjonujące. Każdy wiek ma swoje niespodzianki, mi przyszło żyć dokładnie na przełomie wieków, teraz uczę się nowego wieku i jeszcze trochę w nim pobędę, chciałabym być użyteczna. Chciałabym powiedzieć sobie kiedyś, że moje życie było pasjonujące.
Mogę wymienić zatem to, co jest dla mnie teraz ważne: dobre jedzenie, wino, kwiaty, książki, filmy, praca, rowery, koty, ale tak naprawdę w życiu najważniejsze są chyba relacje z ludźmi, tymi najbliższymi i tymi nieco dalszymi, ale też tymi całkiem obcymi i to, co z tych relacji pozostaje. Nie wiem, co mnie zafascynuje jutro? Najważniejsze, żeby w życiu się nie znudzić.
| |