Nr 5/2004 (56), Public relations w bibliotekach. Artykuł |
Dagmara Sawicka
| |||
Tak powinna zaczynać się opowieść o bibliotece żyjącej w świadomości tysięcy ludzi. Przez pokolenia wokół każdej instytucji narastają obiegowe opinie, ale chyba żaden zawód nie jest nimi obciążony tak mocno, jak zawód bibliotekarza. Surowy nauczyciel i nieuprzejmy urzędnik powoli odchodzą do lamusa, a wizerunek szarej bibliotekarki w szarej bibliotece pełnej książek opakowanych w szary papier żyje własnym życiem. Skąd się wzięły owe mity, jak im zapobiegać, jak "zmodyfikować" pamięć ludzi, aby odeszły wreszcie między bajki? MIT I. Praca w bibliotece jest spokojna, wręcz nudnaNa ten wizerunek bibliotekarze ciężko sobie zapracowali. To ciągłe "ciii!" i "nie przeszkadzać!", pani za przepastną ladą zatopiona w grubej lekturze... Najtrudniejszy do przeskoczenia jest fakt, że ten mit stanowi po trosze "samospełniającą się przepowiednię". Powstaje swoiste błędne koło. Skoro praca w bibliotece jest nudna, to ludzie aktywni, pełni pomysłów i życiowej werwy, omijają ją z daleka. A jeśli do pracy w wypożyczalni garną się ludzie spokojniejszego usposobienia, siłą rzeczy taki powstaje wizerunek biblioteki. Wbrew pozorom, ta opinia nie musi być już łatką na stałe przypiętą do skarbnic wiedzy. Ale żeby zmienić ten stereotyp, biblioteka nie może być instytucją, do której wpada się z obowiązku, załatwia jak najszybciej, co trzeba i ucieka. Powinna być miejscem, gdzie wypada bywać, jeśli chce się być zaliczanym to tzw. "elity". Miejscem, w którym prowadzi się dyskusje na poziomie, spędza wolny czas. Biblioteki pozwoliły odebrać sobie rolę ośrodków kulturalnych. Wieczorki autorskie, konkursy literackie przeniosły się do księgarni, kawiarenek, kin. Jeśli instytucje komercyjne podejmują takie działania to znaczy, że jest to efektywny sposób na przyciągnięcie klientów. Ale do tego potrzebny jest wolny dostęp do półek, wygodne fotele do siedzenia, kserografy, kawiarenka z przytulną atmosferą i bar szybkiej obsługi z drobnymi przekąskami. Czytelnia powinna być miejscem nawiązywania kontaktów, punktem, w którym zostawia się notatki dla kolegi, odpoczywa po lekcjach czy studenckich zajęciach. Czasem ważniejsze od samego produktu są cechy jego opakowania. Posłużę się tutaj przykładem z gospodarki regionalnej. Otóż w 2002 roku w The Economist ukazało się duże ogłoszenie promujące Austrię jako idealny region do inwestycji. Teoretycznie nic aż tak bardzo zaskakującego, ale jego tytuł brzmiał: Mozart i górskie jeziora. Samochód z napędem na cztery koła. Przemyśl swoje wyobrażenie o doskonałej lokalizacji biznesu.[1] Okazuje się, że dla dużych inwestorów warunki życia, okolica, możliwość atrakcyjnego spędzania wolnego czasu są często ważniejsze niż sam rynek czy infrastruktura komunikacyjna. Tę sytuację można przenieść również na nasze biblioteczne podwórko. Atmosfera czytelni częstokroć bywa istotniejsza dla użytkownika niż sama jej zawartość. I nie należy się oburzać, że biblioteka musi przecież dbać przede wszystkim o poziom wiedzy, jaką oferuje. Te działania wcale się nie wykluczają. Niezwykle ważny jest również sposób komunikacji z użytkownikiem, chęć pomocy, cierpliwość przy tłumaczeniu zawiłości. Nie może być tak, że czytelnik czeka przy ladzie, aż z zaplecza wyłoni się znudzony bibliotekarz z kawą w ręku, rzucający ponure spojrzenia mówiące "i czego wy tu chcecie?". Pracownik Informacji nie może irytować się, że użytkownik nie wie, czego szuka, że chce "niebieską okładkę" albo "coś o historii". Nie można ignorować e-maili z prośbą o pomoc, choćby chodziło o banalny problem. Mimo rozwoju komputeryzacji, jeszcze daleka droga do zaniku relacji między czytelnikiem a bibliotekarzem.[2] Zawsze zostanie jakaś grupa ludzi, którzy z różnych powodów będą unikać relacji wirtualnych, oczekując w bibliotece bezpośredniego kontaktu zarówno z książką, jak i z człowiekiem. Skutecznie pomagając takim ludziom w poruszaniu się po meandrach informacji, tworzymy wizerunek bibliotekarza jako przewodnika po informacyjnym świecie. MIT II. Biblioteka jest placówką, w której wypożycza się książkiCo gorsza, jest duża grupa ludzi, która nie widzi nawet tej funkcji biblioteki. Kiedy polecam znajomym jakąś książkę do przeczytania, często spotykam się z reakcją "ale to pewnie droga książka". Pytam wówczas, "Dokąd idziesz, jeśli chcesz obejrzeć film wideo? Do supermarketu?". Naturalnie wszyscy jednogłośnie odpowiadają, że idą do wypożyczalni kaset wideo. Jest to ciekawe zjawisko, zapewne dobry materiał do socjologicznych badań. Przecież wypożyczalnie kaset, w porównaniu z bibliotekami, to stosunkowo młode instytucje, a jednak są dalece głębiej zakorzenione w świadomości Polaków niż biblioteki. Oczywiste jest, że biblioteka ma do zaoferowania dużo więcej niż samo miejsce, w którym można skorzystać z kolekcjonowanych zbiorów. Bibliotekarze tworzą i umożliwiają dostęp do źródeł informacji, prowadzą działalność edukacyjną.[3] Już na długo przed powstaniem elektronicznych baz danych, rolą bibliotekarzy było tworzenie zestawień literatury do dysertacji pracownikom naukowym. W bibliotece można skorzystać z materiałów multimedialnych, takich jak słowniki czy encyklopedie elektroniczne. Przykłady można mnożyć, a podsumowując w jednym zdaniu, biblioteka to przede wszystkim centrum informacyjne. I warto taki wizerunek promować. W Stanach Zjednoczonych biblioteki stanowią niemal wyrocznie. Tutaj pyta się o przepisy ruchu drogowego, miejsca pracy, najlepszą lokalizację firmy czy najbardziej wziętego w okolicy laryngologa. Nie sądzę, żeby polscy bibliotekarze odbiegali poziomem wiedzy czy nawet rodzajem świadczonych na co dzień usług od swoich amerykańskich kolegów. Po prostu przez wiele lat nie istniało u nas pojęcie promocji. Marketing biblioteki był nie na miejscu, reklama nadal wydaje się być nieprzyzwoita. Słychać głosy, że biblioteka jest przecież szacowną instytucją i nie może pozwolić sobie na żartobliwe spoty. Przez tę nieco sztucznie utrzymywaną powagę stajemy się instytucją skostniałą. Owszem, nie jesteśmy mydełkiem na sprzedaż... ale jednak podlegamy tym samym prawom rynkowym. Jeśli sami się nie wypromujemy, nikt za nas tego nie zrobi. Reklama już dawno przestała być zarezerwowana jedynie dla instytucji komercyjnych. W gazetach aż roi się od anonsów państwowych szkół i przedszkoli. Nauczyciele z podstawówek czy gimnazjów prowadzą prezentacje szkół, zachęcając potencjalnych uczniów do wstąpienia w ich progi. Reklamowe hasła łatwo wpisują się w świadomość ludzi i zostają tam przez pokolenia. Jak dobrze byłoby, gdyby grając w skojarzenia na pojęcie "biblioteka" od razu odpowiadano "tania informacja". Reklama sensu stricte, prasowa czy telewizyjna, przewyższa jednak możliwości finansowe bibliotek. Dlatego muszą się one uciekać do innych form promocji, jak np. ekspozycje biblioteczne, przy okazji których można pokazać ciekawe nabytki. Różne wystawy i imprezy niezwiązane z biblioteką, ale umiejscowione w jej budynku, dają możliwość umieszczenia informacji o aktywności biblioteki w lokalnych mediach. Ciekawą odmianę promocji stanowią również informatory i przewodniki po bibliotekach, wydawane z reguły w formie drukowanej,[4] które świetnie nadają się do wysyłki pocztowej, a także do umieszczenia np. w Biurze Promocji Miasta i dodawania do materiałów reklamujących region. Kluczem do odejścia od wizerunku biblioteki jako li tylko wypożyczalni książek, może być także to, co robią biblioteki europejskie. Duński bibliotekarz Jens Thorhauge pisze: Wprowadzamy także programy wspomagające naukę obsługi komputerów oraz nabywanie biegłości w posługiwaniu się informacją i wspieramy w ten sposób nieformalne kształcenie i samodzielność.[5] Elektronika kosztuje dużo, a opanowanie poruszania się w informacyjnym chaosie wymaga nie lada umiejętności. Promując rolę dydaktyczną bibliotekarzy w tej dziedzinie wzmacnia się wizerunek zawodu jako przyszłościowego, a ludzi w nim pracujących jako obytych z nowymi technologiami. MIT III. Biblioteka to instytucja konserwatywnaBibliotekarze są postrzegani jako grupa zawodowa, która zatrzymała się gdzieś w okolicach średniowiecza, z dala od zdobyczy cywilizacji. Ot, przykurzona garstka pasjonatów. Ta opinia utrzymuje się w świadomości ludzi siłą inercji, głównie za sprawą społecznego braku zainteresowania zagadnieniem. Tymczasem biblioteki jako pierwsze zasiedliły Internet, na długo przed pojawieniem się w nim usług i są bodaj jednymi z najlepiej wyposażonych technologicznie jednostek. Duży wpływ na ugruntowanie takiej opinii miały biblioteki szkolne. Często pracują w nich nauczyciele, którzy z różnych powodów musieli zrezygnować z dydaktyki. Utrwaliło to ogólne wrażenie, że do bycia bibliotekarzem nie trzeba nic umieć. Poza tym często zachowujemy roszczeniową postawę z poprzedniej epoki. Krzyczymy: "bo nikt nas nie zauważa!, nikt nie docenia naszej pracy!". Wyobraźmy sobie jednak sportowca, który siedzi w domu i czeka na zdobycie pucharu. Prawda że nikt nie potraktowałby go poważnie? Nie wspominając, że szanse na medal miałby raczej znikome. Dlatego sami musimy wychodzić z inicjatywą zmiany wizerunku, zarówno jako społeczność, jak i jako jednostki. Bibliotekarze muszą dołożyć starań, aby zlikwidować stereotypy o bibliotekach. Ale do tego nie wystarczy być poprawnym i żyć etosem służebności. Trzeba podejmować działania widoczne w regionie, lokalnym środowisku czy na szerszej niwie. Dobrym przykładem takich inicjatyw są obchody Tygodnia Bibliotek, które stają się coraz mniej sformalizowane i z masywnych gmachów bibliotecznych przenoszą się tam, gdzie bywają zwykli ludzie, którzy często zapomnieli o istnieniu biblioteki. Bardzo ciekawą formą promocji środowiska bibliotekarskiego jest udział Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej - Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu w powstawaniu Regionalnej Strategii Innowacji KUJAWY-POMORZE RIS. Biblioteka równocześnie wchodzi w skład konsorcjum wykonawczego projektu. Pokazywaniu biblioteki jako instytucji idącej z duchem czasu, jaką niewątpliwie jest, może sprzyjać również rozwój e-informacji, tworzenie serwisów dostępnych on-line przez całą dobę, z dyżurującym bibliotekarzem. Taki serwis może mieć postać forum lub popularnego czatu. Ale nie możemy nigdy zapominać o podkreśleniu, że "na tym forum ekspertem jest bibliotekarz". Nie potrafimy jeszcze się promować, wykonujemy dużą ilość pracy, o której nikt nie wie, że została wykonana. Nie jest rzadkością, że pracownik naukowy na uczelni stwierdza, iż zakup bazy danych jest bezsensowny, bo przecież "to jest za darmo w Internecie". Jeśli biblioteka kupuje dla swoich użytkowników informację, to oni MUSZĄ wiedzieć, że nie dostają jej ot tak sobie. Że ktoś musiał ją przygotować, zapłacić za nią i koordynować jej funkcjonowanie, i że nie robi tego mityczny informatyk, a zwyczajny bibliotekarz. Biblioteki mają swoje istotne miejsce w tworzeniu społeczeństwa informacyjnego. Stanisława Kurek-Kokocińska pisze wręcz, że biblioteki współtworzyły [...] społeczeństwo informacyjne zanim wyrażenie to zaczęło oznaczać określone koncepcje społeczeństwa.[6] A jednak w to pole działania wpisują się często ludzie i firmy mające o informacji pojęcie bardzo mgliste, ale dużo większą przebojowość, biblioteki zaś zostają jedynie obserwatorami wydarzeń. Strony internetowe bibliotek już są swoistymi "bramami do wiedzy".[7] Ewoluując w kierunku bibliotek cyfrowych, poprzez wirtualne zasoby sieciowe, biblioteki poszerzają zakres usług, a przede wszystkim wychodzą poza placówkę istniejącą fizycznie i wydłużają godziny otwarcia.[8] Wydaje się jednak, że wie o tym zbyt mały procent potencjalnych użytkowników. Dlatego należy zintensyfikować działania informacyjne, również te podstawowe, jak umieszczanie w widocznych miejscach w bibliotece, na uczelni, w szkole czy urzędzie ogłoszeń informujących o godzinach otwarcia placówki i adresie jej strony domowej. W gazetce szkolnej, biuletynie uczelnianym czy lokalnej prasie biblioteki powinny mieć swoje stałe rubryki. MIT IV. Bibliotekarka to "szara myszka"Obrazy z ulubionych lektur "nakładają się" na zdobyte doświadczenia i w rezultacie utrwalone w literaturze stereotypy zaczynają żyć w naszym umyśle niezależnie od doświadczenia. I tak między innymi zaczyna funkcjonować obraz bibliotekarki jako osoby zgryźliwej i mocno do sępa podobnej [...][9] pisze Anastazja Śniechowska-Karpińska, analizując postać bibliotekarki w słynnej serii książek o Harrym Potterze. Według raportu Anety Firlej-Buzon, zarówno studenci, jak i sami bibliotekarze postrzegają ludzi wykonujących ten zawód jako osoby bezbarwne, smutne, o zmęczonym spojrzeniu ukrytym za grubymi szkłami okularów.[10] Uważa się, że stereotypy są najczęściej przyswajane w dzieciństwie, a trzeba pamiętać, że jeszcze niedawno bibliotekarze byli ubrani w obowiązkowe fartuchy oraz ortopedyczne buty, wobec czego szkolna bibliotekarka, w oczach dziecka, niewiele różniła się od pani sprzątaczki. [...] osoby zatrudnione w bibliotekach, zwłaszcza szkolnych, muszą mieć świadomość, iż sposób ubierania się może wpływać na eliminację lub pogłębienie negatywnego stereotypu wizerunku bibliotekarzy. Wzorce utrwalone w dzieciństwie są szczególnie trudne do wyeliminowania.[11] Ale również biblioteki szkół wyższych muszą pamiętać o tym, że operują w środowisku, które jest (w osobach nauczycieli akademickich) i będzie (poprzez absolwentów uczelni) niezwykle opiniotwórcze. Dlatego, o ile biblioteki szkolne zapoczątkują tworzenie pozytywnego obrazu bibliotekarza, biblioteki naukowe muszą ten wizerunek pogłębiać. Tym bardziej, że mają ku temu wszelkie atuty. Bibliotekarz w szkole wyższej rzadko pojawia się w tym zawodzie z przypadku i nie spełnia wymogów kwalifikacyjnych. Stąd jest to kadra o wysokim poziomie intelektualnym i mająca szeroki wachlarz możliwości rozwoju. Być może wcale nie od rzeczy jest sugestia ubrania bibliotekarzy, zwłaszcza tych, którzy mają bezpośredni kontakt z czytelnikiem, w "uniformy". Już słyszę ten szum, jaki podniósłby się w bibliotekach, gdyby spróbowano takich działań. A jednak wszystkie firmy, banki, sklepy, restauracje i inne wymagają od obsługującego elegancji i nie jest to fanaberia szefa. Z pewnością kształtuje to obraz danego zawodu w określony sposób. Nie przez przypadek stewardesy są kojarzone z tzw. "klasą", a bibliotekarki z szarością. MIT V. Bibliotekarze zajmują się jedynie układaniem książekTo oczywiście ogromne uproszczenie, ale wielu użytkowników bibliotek tak właśnie widzi zawód bibliotekarza. Nie zastanawiają się, że to bibliotekarze wprowadzają dane do komputerowych katalogów, tworzą i administrują bazami danych, operują html-em. Wydaje im się, że robią to bliżej nieokreśleni informatycy. Bibliotekarze to specjaliści od gromadzenia i przetwarzania informacji i ten wizerunek należałoby wykreować w świadomości społecznej. W erze informacji opracowanie i przetwarzanie danych to ogromny problem i istnieje na to potężne zapotrzebowanie. Kształtują się w tym celu nowe zawody, przyuczają ludzie z innych branż. Tymczasem bibliotekarze robią to od lat i to z sukcesem. Problem w tym, że zawód bibliotekarza z braku wyrazistości pogrążył się w stereotypach, które trudno zmodyfikować. A przecież, jak pisze Ewa Stachowska-Musiał kiedyś zajęcie to (jeszcze nie zawód) znaczyło tyle, co strażnik ksiąg i zawartej w nich wiedzy. Miało jednocześnie charakter uboczny i elitarny, wymagało bowiem rzadkiej wtedy umiejętności czytania, pisania, a także orientacji w piśmiennictwie.[12] Często pojawia się motyw promowania funkcji informacyjnej bibliotekarzy poprzez zmianę nazewnictwa np. na "broker informacji". Owszem, stawia to zawód w nowym świetle, w pozycji nieobciążonej mitami. Jednak z analizy rynku towarów i usług wynika, że zmiana nazwy jest jeszcze trudniejsza niż wprowadzanie na rynek nowego produktu. Nie jest prawdą, że niemożliwe jest wypromowanie marki, która niegdyś cieszyła się złą sławą. Przykładem może być np. marka motorów Junak kojarząca się z epoką socjalizmu. Tymczasem, po odświeżeniu design jej sprzedaż rośnie. Podobnie z nazwami typu "Oranżada" czy masło "Złote" - to marki, które zostały w pewnym momencie wyparte z rynku w związku z napływem towarów importowanych. Teraz powróciły stosunkowo niewielkim nakładem środków, bazując na sentymentach Polaków. Zwykle łatwiejsze jest podniesienie słabej marki niż tworzenie jej od nowa. Np. toyota czy mazda były najbardziej psującymi się autami, a dzisiaj są symbolem solidności. Warto więc wrócić do wykreowania bibliotekarstwa jako zawodu elitarnego, wymagającego również dzisiaj umiejętności, które nie wszystkim są dane. Nie da się jednak ukryć, że już od ubiegłego wieku najbardziej opiniotwórczym środowiskiem jest prasa i telewizja. Bibliotekom trudno się do tych mediów przebić, bo niejako z zasady nie są źródłem skandali. Jednak wraz ze wzrostem zapotrzebowania na informacje, może być to coraz łatwiejsze. Brak zarządzania w Internecie, brak kontroli nad formą i treścią danych powoduje szum informacyjny, w którym sprawnie potrafią poruszać się jedynie nieliczni. My, jako specjaliści od informacji, umiemy oddzielić ziarno od plew, wyłowić z gór śmieci i bzdur tę potrzebną i wartościową wiedzę. Jeśli dziennikarz pisze gorący tekst o tegorocznym rozdaniu Oskarów, to bibliotekarz może przygotować tzw. "background", czyli skondensowaną informację o nagrodach z lat ubiegłych. Nie może tylko zapomnieć podpisać jej nazwą instytucji, w której pracuje. Biblioteka akademicka może włączać się w akcje promocyjne wydawnictw uczelnianych. Biblioteka publiczna może być miejscem wystaw fotograficznych czy kontrowersyjnych happeningów, o których prasa chętnie napisze. Podsumowanie nie do końca optymistyczneNikogo przekonywać nie trzeba, że nie jest dobrze ze społecznym image bibliotekarzy. Z informacją kojarzy się Internet czy książka telefoniczna, a nie "wypożyczalnia książek". Nowoczesna bywa dyskoteka, a nawet szkoła, ale nigdy biblioteka. Ambitnym zawodem może być choćby przedstawiciel handlowy, ale w żadnym wypadku bibliotekarz. Przedstawionych mitów nie da się obalić w ciągu tygodni czy miesięcy. To zadanie na wiele lat. Skuteczna kampania PR to przecież kształtowanie pożądanych postaw na podstawie prawdziwych informacji i nadmierne przyspieszanie tego procesu może zakończyć się całkowitą porażką.[13] W wypadku takich instytucji, jak biblioteki, public relations jest szczególnie trudny ze względu na duże zróżnicowanie grupy jej odbiorców. Jednakże właśnie teraz jest sprzyjający ku temu moment. Jeśli nie zmienimy swojego wizerunku w czasach, kiedy informacja nabrała tak ogromnego znaczenia, będzie to znaczyło, że coś zrobiliśmy nie tak i być może straciliśmy swoją szansę. Przypisy[1] GORZELAK, Grzegorz. Bieda i zamożność regionów. Założenia, hipotezy, przykłady. Studia Regionalne i Lokalne, 2003, nr 1 (11), s. 45. [2] WOJCIECHOWSKI, Jacek. O tym, co jest ważne. Bibliotekarz, 2000, z. 6, s. 5. [3] DŁUGOSZ, Joanna. Społeczeństwo informacyjne a wykluczeni : zadania edukacji i polityki społecznej : potencjalny udział bibliotek. In Biuletyn EBIB [on-line]. 2003, nr 7 (47). Dostępny w World Wide Web: http://ebib.oss.wroc.pl/2003/47/dlugosz.php. [4] ZAWADA, Agnieszka. O promocji biblioteki. In EBIB Elektroniczny Biuletyn Informacyjny Bibliotekarzy [on-line]. 2002, nr 3 (33). Dostępny w World Wide Web: http://ebib.oss.wroc.pl/2002/32/zawada.php. [5] THORHAUGE, Jens. Rosnące znaczenie biblioteki jako instytucji obywatelskiej. In Biuletyn EBIB [on-line]. 2004, nr 2 (53). Dostępny w World Wide Web: http://ebib.oss.wroc.pl/2004/53/thorhauge.php. [6] KUREK-KOKOCIŃSKA, Stanisława. Społeczeństwo biblioteczne jako społeczeństwo informacyjne. Zagadnienia Informacji Naukowej, 2001, nr 2, s. 62. [7] KAMIŃSKI, Andrzej, PORTACHA, Alicja, ŻOCHOWSKA, Joanna. Strona internetowa biblioteki jako brama do wiedzy. In Udział bibliotek akademickich w kształtowaniu społeczeństwa informacyjnego w Polsce : potencjał, możliwości, potrzeby : materiały z konferencji naukowej z okazji 50-lecia Akademii Techniczno-Rolniczej im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich : Bydgoszcz - Klonowo, 15-17 V 2002. Oprac. red. Lidia Derfert-Wolf. Bydgoszcz : Wydawnictwo Uczelniane Akademii Techniczno-Rolniczej, 2002, s. 145-151. [8] KOVACS, Diane K. Electronic publishing in libraries: introduction. Library Hi Tech, 1999, Vol. 17, nr 1, s. 8-9. [9] ŚNIECHOWSKA-KARPIŃSKA , Anastazja. Zgryźliwa, podobna do sępa, czyli: kto rządzi w bibliotece w Hogwarcie? In Biuletyn EBIB [on-line]. 2004, nr 4 (55). Dostępny w World Wide Web: http://ebib.oss.wroc.pl/2004/55/sniechowska.php. [10] FIRLEJ-BUZON, Aneta. Jak wygląda bibliotekarka? Poradnik Bibliotekarza, 2003, nr 9, s. 3-6. [11] FIRLEJ-BUZON, Aneta. Jak wygląda bibliotekarka? Część druga. Poradnik Bibliotekarza, 2004, nr 1, s. 9. [12] STACHOWSKA-MUSIAŁ, Ewa. Zawód bibliotekarza dziś i jutro. Poradnik Bibliotekarza, 2003, nr 12, s. 3. [13] CZERNIAWSKA, Barbara. Public relations - moda czy konieczność? Zarządzanie i Rozwój, 2003, nr 40 (9), s. 21. |
| |||