Nr 4/2001 (22) Architektura bibliotek. Artykuł |
Ewa Kobierska-Maciuszko,
| ||
Obszerne fragmenty tego tekstu zostały przedstawione na konferencji CEBiD "Biblioteki jutra - nowa perspektywa organizacji przestrzennej" w Bibliotece Śląskiej, w grudniu 2000 roku. 15 grudnia 2000 roku minął rok od dnia, gdy do nowego gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie (BUW) wszedł pierwszy czytelnik. To dobry moment na wszelkie podsumowania, choć najbardziej wymowne są fakty - 2000 czytelników codziennie odwiedza naszą Bibliotekę. Chciałabym przedstawić drogę, jaką przeszliśmy przez ostatnich kilka lat i to, jak zmieniało się nasze myślenie o Bibliotece, co zachowaliśmy z generalnej koncepcji, a co okazało się pomyłką i wymaga zmiany.
Sprawa budowy nowego gmachu BUW zaprzątała uwagę kilku pokoleń warszawskich bibliotekarzy i była wielokrotnie opisana i skomentowana w fachowych periodykach. Prezentacja zaszłości historycznych i kolejnych niezrealizowanych pomysłów politycznych, finansowych i architektonicznych nie jest przedmiotem niniejszego omówienia. Przypomnieć jednak muszę, że w 1991 roku rząd premiera Tadeusza Mazowieckiego podjął decyzję, aby dochody z wynajmu gmachu byłego KC PZPR przeznaczyć na budowę nowej siedziby Biblioteki Uniwersyteckiej. Konsekwencją tej decyzji było rozpisanie w maju 1993 roku II konkursu SARP, w którym - spośród nadesłanych 50 projektów - I nagrodą uhonorowano i przeznaczono do realizacji projekt architektów Marka Budzyńskiego i Zbigniewa Badowskiego.
To, nad czym chciałabym się zatrzymać na wstępie, to Program Użytkowy nowego gmachu, znaczenie tego dokumentu dla powstającego projektu (był on częścią Warunków Konkursu SARP) i jego kolejne wersje obrazujące, jak ewoluowało nasze wyobrażenie o BUW jako nowoczesnej bibliotece uniwersyteckiej. Nieuchronne jest tutaj pytanie, w jakim stopniu bibliotekarz powinien być współprojektantem budynku biblioteki, czyli po prostu o rodzaj i stopień zdeterminowania przestrzeni przez funkcję i odwrotnie. Wszyscy, którzy planują projektowanie i budowę nowego gmachu bibliotecznego powinni mieć świadomość, że autorem programu użytkowego jest przede wszystkim bibliotekarz, nie architekt, natomiast współpraca obu stron jest konieczna w dalszych fazach projektowania i niezbędna dla powodzenia przedsięwzięcia. Budynek biblioteczny, jak każde miejsce publiczne (czyli dostępne dla wszystkich), łączy aspekt przestrzeni i aspekt funkcji, (tzn. organizacji, czyli "działania w celu..."). Biblioteka jest zatem rodzajem zorganizowanej przestrzeni publicznej, przy czym zasięg owej publiczności zmieniał się historycznie, od dostępu tylko dla wąskich elit religijnych, intelektualnych, politycznych, aż do chwili, kiedy biblioteka stała się jedną z podstaw edukacyjnego ładu społeczeństw demokratycznych. Te zmiany zasięgu i oddziaływania społecznego biblioteki jako instytucji miały wpływ na kształt biblioteki jako miejsca, bryły i wnętrza, poczynając od jednoprzestrzennych wnętrz bibliotek starożytnych i średniowiecznych, poprzez XIX-wieczne magazyny wieżowe, do których tylko wtajemniczeni bibliotekarze mieli prawo wstępu, kończąc na współczesnych bibliotekach w krajach rozwiniętych, gdzie już nie tylko bibliotekarz - "gospodarz", ale również czytelnik - "gość", czy "klient" dzięki celowej strukturze przestrzennej, logicznej koncepcji ustawienia zbiorów i ich dostępności szybko zyskuje swobodną biegłość poruszania się po wnętrzu biblioteki. Na takich założeniach ogólnych opierał się Program Użytkowy BUW, który został zawarty w warunkach konkursu. Projekty: budowlany oraz techniczny rozwinęły w szczegółach koncepcję biblioteki otwartej, z wolnym dostępem do zbiorów. Koncepcja ta, tak nowa i kontrowersyjna w skali polskiej, nie była żadnym odkryciem ani ekstrawaganckim pomysłem bibliotekarzy BUW. Tak działają znane nam wielkie biblioteki akademickie w Europie Zachodniej oraz USA i jak dotąd nie wymyślono niczego lepszego. Rozpoczęcie projektowania nowego gmachu było jedynym odpowiednim momentem dla zastosowania takiego modelu i u nas, aczkolwiek podejmując tę decyzję, nie zdawaliśmy sobie sprawy z konsekwencji. Wynikła ona z przekonania, że ukształtowanie przestrzenne biblioteki ma decydujący wpływ na jakość pracy poszukiwawczej i samokształceniowej. W bibliotece akademickiej z wolnym dostępem niknie trójpodział na zamknięty magazyn, czytelnię i bibliotekarza - łącznika między tymi obszarami. Projekt zakładał uporządkowane logicznie przemieszanie przestrzeni książki i czytelnika, a więc połączenie magazynu i czytelni, czyli stworzenie ogólnie dostępnych obszarów, gdzie bloki regałów otoczone będą rozmaicie ukształtowanymi miejscami pracy czytelników. Bibliotekarze istnieją w tej przestrzeni o tyle, o ile są potrzebni użytkownikom jako kustosze poszczególnych dziedzin wiedzy i przewodnicy kierujący czytelnika w obszar interesującej go kolekcji, gdzie na końcu wędrówki czeka na niego miejsce pracy w formie tradycyjnego stołu wieloosobowego lub pojedynczej "celki" wbudowanej w linię regałów, albo indywidualnej kabiny, którą można wynająć na dłuższy czas kilkudniowej lub kilkutygodniowej pracy. Nie trzeba dodawać, że założenia takie burzyły nie tylko 200-letnią tradycję BUW, ale również, zdawałoby się niewzruszoną, zasadę rozdzielności trzech dróg bibliotecznych: drogi książki, drogi czytelnika i drogi bibliotekarza. BudynekBudynek biblioteki z wolnym dostępem jest z założenia budynkiem o wysokiej wielofunkcyjności w każdym swoim punkcie, czyli charakteryzuje się cechą nazywaną przez projektantów elastycznością (tzn. funkcja danej kondygnacji czy też jej fragmentu nie jest z góry zdeterminowana). Stan pełnej elastyczności uzyskuje się poprzez zastosowanie jednakowego modułu konstrukcyjnego i tym samym uzyskanie jednakowej wytrzymałości stropów w całym budynku. Autorzy projektu BUW przyjęli za podstawę konstrukcji kwadrat o boku 7,20 m. Moduł ten narzucał sposób aranżacji wnętrz magazynowych, zarówno tych z regałami jezdnymi (poziom 0), jak i obszarów z wolnym dostępem wypełnionych tradycyjnymi regałami stacjonarnymi (również określił rozstaw podłużnych osi ciągów regałowych na 1,80 m, co przy głębokości podwójnego regału 60 cm dało wynikowo szerokość korytarzy między regałami: 120 cm). Jednocześnie przyjęcie takiej zasady konstrukcyjnej pozwoliło na daleko idące wyeliminowanie ścian działowych i stworzenie wnętrza jednoprzestrzennego, w którym jedynym elementem konstrukcji są rozstawione regularnie kolumny z surowego betonu i nic nie ogranicza dróg czytelnika w labiryncie regałów. W budynku na Powiślu Biblioteka zajmuje cztery kondygnacje naziemne części głównej o łącznej powierzchni 41 000 m2. Jest jeszcze część frontowa, dla swego kształtu zwana "rogalem", gdzie tylko elewacja zapowiada, że za częścią komercyjną i przeszklonym pasażem, tzw. "uliczką" znajduje się prawdziwa Biblioteka. Pod całością rozciągają się dwa piętra podziemne (garaż, handel, rozrywka) skutecznie izolujące zbiory biblioteczne przed niebezpieczeństwem zbyt wysokich wód gruntowych.
Poziom 0 - to główne wejście z "uliczki" zwieńczone zdobieniem w postaci rozwartej księgi z napisem HINC OMNIA, hol, szatnia oraz sale wystawowe i restauracja. Na tym kończy się przestrzeń czytelnika na tej kondygnacji, pozostałą jej część wypełnia magazyn, tzw. zwarty -kompaktowy, czyli z regałami jezdnymi - i jest to jedyne piętro magazynowe niedostępne dla czytelnika. Umieściliśmy tam wszystkie te zbiory, które nie powinny lub nie muszą być w wolnym dostępie. Są to, najogólniej mówiąc, dokumenty sprzed 1980 roku przede wszystkim zbiory czasopism i gazet, ale również książki i mniej wykorzystywana część piśmiennictwa XX-wiecznego. Zbiory przechowywane w magazynie na poziomie 0.00 udostępniane są w sposób tradycyjny w czytelni głównej, znajdującej się na poziomie 2. W magazynie zwartym na powierzchni 4 000 m2 lub, inaczej licząc, na 45 tys. mb. półek pomieściliśmy ok. 1,5 mln woluminów. W samym środku magazynu zwartego mieści się skarbiec Biblioteki izolowany ze wszystkich stron: regałami zwartymi, dwoma piętrami podziemnymi i trzema naziemnymi. Skarbiec ma wydzieloną część wystawowo-reprezentacyjną, dla zupełnie wyjątkowych gości i dwie części magazynowe: na najcenniejsze egzemplarze zbiorów specjalnych i negatywy - "matki" naszych mikrofilmów. |
Również na poziomie 0, od strony Wybrzeża Kościuszkowskiego, mieści się Pracownia Konserwacji Zbiorów, wszechstronna technologicznie (dzięki zapewnieniu właściwego wyposażenia), docelowo z komorą próżniową do dezynfekcji zbiorów i możliwością zainstalowania linii masowego odkwaszania papieru (oba działania - dezynfekcja i odkwaszanie - podstawowe przecież dla zachowania drukowanej spuścizny kulturowej w skali następnego stulecia).
Z holu wejściowego na poziom wysokiego parteru (1), do głównego holu informacyjno-katalogowego i dalej do czytelni głównej na II piętrze prowadzą reprezentacyjne schody o szerokości równej modułowi konstrukcyjnemu, czyli 7,2 m. Schody te wyznaczają oś podłużną budynku, wokół której wachlarzowo rozwijają się dziesiątki bocznych dróg użytkowników gmachu. Wzdłuż boków budynku od strony Wybrzeża Kościuszkowskiego i ul. Lipowej zlokalizowane są na poziomie 1 pracownie opracowania formalnego i rzeczowego, ale większą część kondygnacji zajmuje to, co kiedyś nazywaliśmy dość niezręcznie "przestrzenią czytelniano-magazynową", a co prościej określić można "magazynem z wolnym dostępem". Magazyn taki, jak już wspomnieliśmy, to nie tylko regały, lecz także wszystko to, co służy pracy czytelnika - od stolika z krzesłem poczynając, a kończąc na ladzie dyżurnego bibliotekarza. Centralna część tej kondygnacji, najważniejszej z punktu widzenia naszych czytelników, to hol katalogowo-informacyjny o wysokości trzech pięter, przykryty szklanym dachem. W holu tym znajduje się pierwsze stanowisko informacji ogólnej i katalogowej. Tu czytelnicy mogą zasięgnąć informacji, m. in. na temat poruszania się po bibliotece. Znalazło się tam miejsce zarówno na archiwalne katalogi kartkowe (alfabetyczny i przedmiotowy), które już są zamknięte, ale których nie zamierzamy likwidować, jak i na terminale katalogu on-line, zgrupowane w poczwórnych gniazdach zwanych przez projektantów "żabami". Naturalnym zapleczem tej "przestrzeni informacyjno-katalogowej" są ciągnące się po prawej stronie pracownie i sala seminaryjna Oddziału Informacji Naukowej i Dydaktyki, po lewej natomiast długa lada Wypożyczalni. Oczywiste jest, że konieczne były zmiany w procedurze udostępniania - czytelnicy, którzy chcą wypożyczyć książki z obszarów wolnego dostępu sami przynoszą je do jednego z czterech stanowisk wypożyczalni, gdzie fakt wypożyczenia zostaje poprzez sczytanie kodu kreskowego odnotowany w systemie, a pasek magnetyczny chroniący książkę przed kradzieżą dezaktywowany. Tym samym możliwe jest wyniesienie książki przez "bramkę" w wejściu głównym bez uruchamiania alarmu.
Obszar wokół, poza linią holu głównego i ladą wypożyczalni, to przestrzeń wolnego dostępu do półek, dostępna dla każdego czytelnika, wyposażona w regały stacjonarne z własnym oświetleniem, pomocnicze miejsca pracy wbudowane w ciągi regałów (tzw. "celki") i otoczona (na ogół wzdłuż ścian północno-wschodnich) wygodniejszymi, dużymi stołami dla czytelników.
Zbiory w wolnym dostępie na poziomach 1 i 2 dzielą się na następujące szerokie dziedziny (zgodnie z Klasyfikacją Biblioteki Kongresu -KBK):
a następnie na coraz bardziej szczegółowe, każda w swoim obrębie. System ten ma strukturę drzewiastą, a czytelnika prowadzą znaki informacji wizualnej pozwalające poruszać się w obrębie danej dziedziny od ogółu do szczegółu, jak i poprzecznie, pomiędzy różnymi działami. Kolejny fragment schodów głównych prowadzi czytelnika - który zakończył poszukiwania katalogowe, a nie chce zatrzymać się pośród zbiorów dostępnych na tym piętrze - na poziom 2, wprost do czytelni głównej, o wysokości dwóch kondygnacji, przykrytej szklanym dachem, ze 120 miejscami dla czytelników i 15-tysięcznym najbardziej podstawowym i ogólnym księgozbiorem podręcznym, w wyborze dostosowanym do charakteru informacji tu udzielanych. Lada bibliotekarza w czytelni głównej to kolejny poziom pogłębionej informacji bibliograficznej, bibliologicznej i naukowej.
Z prawej strony można przejść z czytelni głównej wprost w obszar czasopism bieżących (z ostatniego roku lub dwóch ostatnich lat), z wolnym dostępem do wszystkich, prenumerowanych w wersji papierowej, tytułów. Obszar ten wyróżnia się różnorodnością wyposażenia - formaty czasopism i prasy wymagają odmiennych rodzajów półek i regałów: dla czasopism zastosowaliśmy regały z ruchomą skośną półką (umożliwiają ekspozycję ostatniego numeru; pod półką leżą numery wcześniejsze), dla gazet wielkoformatowych - duże półki (115 cm x 90 cm), na których mieszczą się gazety formatu Rzeczpospolitej (rozłożonej). Również miejsca dla czytelników postanowiliśmy tu trochę zróżnicować. Są to nie tylko standardowe, pojedyncze stoły z krzesłami, ale również fotele ze stolikiem i stojącą lampą stwarzające bardziej komfortowe warunki lektury. Pozostała część tego piętra nie różni się niczym od poziomu 1 - to typowa aranżacja wnętrza biblioteki z wolnym dostępem. Ostatnie piętro, czyli poziom 3, to piętro zbiorów specjalnych i kolekcji XIX-wiecznej. Planujemy oddzielenie tego obszaru z możliwością wstępu dla niektórych, starannie wyselekcjonowanych, czytelników (tylko naukowcy, dla których piśmiennictwo XIX-wieczne jest warsztatem pracy badawczej). Prawie wolny dostęp do kolekcji XIX-wiecznej! Byłoby to rozwiązanie precedensowe na skalę chyba nie tylko polską, stwarzające całkiem nowe możliwości warsztatowe środowisku naukowemu nie tylko historyków. Prawa strona tego piętra jest przeznaczona dla zbiorów specjalnych i są to, poczynając od narożnika ul. Dobrej i ul. Lipowej, następujące oddziały ("gabinety"): Rękopisy, Kartografia, Ryciny, Stare Druki, Zbiory Muzyczne oraz Dokumenty Życia Społecznego.
Przy projektowaniu tego fragmentu budynku ścierały się dwie koncepcje. Szeroko dyskutowane w środowisku BUW (i nie tylko BUW) było rozwiązanie zakładające utworzenie jednej dużej czytelni zbiorów specjalnych obsługiwanej wspólnie przez personel niższego i średniego szczebla wszystkich oddziałów zbiorów specjalnych. Czytelnicy wymagający konsultacji specjalisty kartografa, historyka piśmiennictwa, historyka sztuki itp. kierowani byliby w obszar właściwych pracowni. Niemniej jednak zwyciężyła tradycyjna koncepcja zachowująca rozdrobnioną strukturę organizacyjną w obrębie struktur szeroko rozumianych "zbiorów specjalnych"; prostą konsekwencją tego faktu jest zachowanie tylu czytelni, ile jest oddziałów; rzecznicy takiego rozwiązania wskazywali na to, że merytoryczne i techniczne zróżnicowanie pracy z wieloma rodzajami zbiorów specjalnych uniemożliwia ich wspólne udostępnianie, a przynajmniej grozi znacznym obniżeniem jakości usług. Zatem zgodnie z oczekiwaniami użytkownika projektanci zaproponowali przestrzeń ściśle podzieloną i wydzieloną dla sześciu jednostek organizacyjnych, czyli przestrzeń nieelastyczną, wyraźnie różniącą się estetyką i funkcją od reszty gmachu. Ze względu na wartość przechowywanych tu zbiorów wnętrza te są szczególnie zabezpieczane w systemie kontroli dostępu, mają także oddzielny system klimatyzacji i inny system gaszenia pożaru. Tu, podobnie jak w skarbcu, zastosowano system gaszenia argonitem, we wszystkich innych pomieszczeniach są to tryskacze wodne (po wielu dyskusjach w gronie fachowców doszliśmy do uzgodnionej opinii, że w razie pożaru wodę łatwiej usunąć ze zbiorów niż pianę lub proszek, poza tym wielkich skupisk papieru nie sposób ugasić kilkoma gaśnicami). Zbiory przechowywane są w zależności od swojej postaci wydawniczej i formatu, na regałach i w komodach. Budynek BUW na warszawskim Powiślu powstawał sześć lat. Jest inny od tych, jakie spotykaliśmy dotychczas w polskim bibliotekarstwie - ma inną, mówiąc najogólniej, estetykę; mamy nadzieję, że trochę inny jest również "produkt", który otrzymuje od nas czytelnik. Tyle na temat kształtu architektonicznego i organizacji przestrzeni wewnątrz gmachu. Jak w tym wnętrzu zaistniała biblioteka, to temat następnego rozdziału, który opowiada o przeprowadzce i rozruchu organizacyjnym, który zresztą trwa nadal. Jak ostrzegali nas koledzy zza granicy, rozruch organizacyjny i techniczny wielkiej książnicy w nowym budynku ma prawo trwać około 2-3 lat. PrzeprowadzkaPrzeprowadzka Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie trwała jeden rok i jeden tydzień - pierwszy transport książek zebranych z podłóg magazynu głównego w starym gmachu pojechał na Powiśle 26 lipca 1999 roku, ostatni transport maszyn introligatorskich znalazł się tam 4 sierpnia 2000 roku. Szeroko rozumiane przygotowania do przeprowadzki rozpoczęliśmy w 1995 roku, kiedy było już oczywiste, że na Powiślu stanie gmach według projektu architektonicznego Marka Budzyńskiego. Był to bowiem moment dramatyczny, w którym uświadomiliśmy sobie, że nasza decyzja o wolnym dostępie do zbiorów w nowym gmachu, tak efektowna, wręcz brawurowa na etapie tworzenia Programu Użytkowego zmusza nas niemalże natychmiast do podjęcia zupełnie nieefektownych, za to żmudnych i długofalowych, prac nad wyborem i przygotowaniem katalogowym i technicznym tej części zbiorów BUW, które powinny być udostępniane w wolnym dostępie już za kilka lat (mówiło się wtedy o roku 1998). Przyjęliśmy następujące założenia generalne: Lata 1995-1999 to okres intensywnych prac nad przygotowaniem zbiorów do wolnego dostępu. Cały czas wydawało nam się, że tempo retrokonwersji jest zbyt wolne i to na obu odcinkach: opracowania formalnego i klasyfikacji. Statystyki z połowy 1997 roku notują miesięczny przyrost: opisów bibliograficznych na poziomie 2 - 2,5 tys.; opisów egzemplarza - ok. 5 tys.; opisów z symbolami KBK - ok. 2,5 tys. Rok akademicki 1998/1999 rozpoczęliśmy z pełną świadomością, że jest to ostatni rok "starego BUWu" na dziedzińcu Uniwersytetu i że na nic już nie ma czasu! Wizja pustych regałów na olbrzymich przestrzeniach nowego gmachu dręczyła nas jak najgorszy koszmar. W październiku 1998 roku, czyli mniej więcej na rok przed planowanym otwarciem biblioteki na Powiślu, do postawienia na półkach w obszarach z wolnym dostępem było gotowych zaledwie 85 tys. woluminów książek i to mimo zapewnienia prawie komfortowej płynności finansowej przez ostatnie trzy lata prowadzenia retrokonwersji. Pierwsze półrocze 1999 roku przeznaczyliśmy na bardzo intensywne przygotowanie księgozbioru do przeprowadzki oraz opracowanie logistyczne i organizacyjne czekającej nas wielomiesięcznej akcji.
Trwał pomiar ciągów sygnaturowych w starym magazynie i przekładanie tych ciągów na mapę regałów jezdnych w nowym magazynie. Operację tę dodatkowo komplikował problem wydzielania książek do wolnego dostępu; założyliśmy, że będziemy to robić w pierwszym punkcie selekcji, już w nowym gmachu, gdzie jest więcej miejsca, ale dopóki były one w starym magazynie wetknięte jak rodzynki pomiędzy książki przeznaczone do magazynu zwartego, nie byliśmy w stanie ocenić długości tego nowego ciągu w metrach bieżących półek. | ||
Pierwsze symulacje wydajności pracy przy przeprowadzce wykonaliśmy już w lutym 1998, czyli na rok przed planowanym rozpoczęciem przeprowadzki. Za podstawowy wskaźnik do obliczeń przyjęliśmy 20 sekund dla jednej książki, to znaczy: czas zdjęcia jej z półki, odkurzenia i spakowania do kontenera. Oczywiście to był przelicznik, wiedzieliśmy, że w praktyce pakowacz będzie sięgać po jedną, dwie lub trzy książki na raz. Wskaźnik ten okazał się trafnie dobrany i praktyka pierwszych pięciu miesięcy najintensywniejszej przeprowadzki magazynu głównego potwierdziła prawdziwość tego założenia. Te 20 s./1 wol. to był punkt wyjścia, wszystkie następne przeliczenia, oczywiście przy pewnych założeniach takich jak, np. praca ośmiu zespołów dwuosobowych, praca na dwie zmiany łącznie z sobotami, pozwoliły nam ostrożnie przewidywać czas potrzebny na przeprowadzkę magazynu głównego - cztery miesiące. Pod koniec marca 1999 roku stało się dla wszystkich oczywiste, że rozpoczęcie przeprowadzki w maju jest nierealne i to wcale nie ze względu na planowaną w czerwcu wizytę Papieża i związane z tym względy bezpieczeństwa w gmachu, ale ze względu na stan ukończenia, a raczej nieukończenia budowy obiektu. W nowym gmachu były tylko regały jezdne i krzesła (kupione na wizytę Papieża), w starym gmachu 7 pięter (x 14 korytarzy) pełnych zbiorów nie tylko na półkach, ale i na stertach piętrzących się na podłodze. Dramatyczne decyzje latem 1999 roku. W czerwcu i lipcu kilkakrotnie sygnalizowaliśmy władzom rektorskim Uniwersytetu Warszawskiego, co trzeba zrobić w starym i nowym gmachu, żeby możliwe było rozpoczęcie przeprowadzki. Wtedy właśnie, wiosną i wczesnym latem 1999 roku, w zespole dyrekcji i kierowników oddziałów BUW ujawniły się dwie przeciwstawne tendencje: przeprowadzać bez względu na wszystko i nie przeprowadzać ze względu na stan nieukończenia gmachu i brak podstawowego wyposażenia bibliotecznego. Decyzję o rozpoczęciu przeprowadzki do nieukończonego gmachu, a także braku mebli i wyposażenia oraz oddanym do użytku w zasadzie tylko jednym piętrze Biblioteki (było to piętro magazynu zwartego, tzw. poziom 0.00 - najważniejszy dla rozpoczęcia przeprowadzki), podjęliśmy z dyrektorem Henrykiem Hollendrem - świadomi ryzyka - wspólnie z rektorem UW prof. Włodzimierzem Siwińskim. Był 8 lipca 1999 roku. Przeważył argument, że dalsze zwlekanie z rozpoczęciem akcji uniemożliwia zakończenie przeprowadzki i uruchomienie Biblioteki w nowym gmachu przed zimą, co oznacza dla 50 tysięcznej społeczności UW nie jeden a dwa semestry bez BUW.
Prawdziwe rozpoczęcie przeprowadzki miało miejsce w poniedziałek 26 lipca 1999 roku o godzinie 7.00 rano - jednocześnie pracę podjęły trzy zespoły w trzech różnych miejscach starego magazynu. Oczywiście były to miejsca nieprzypadkowe, lecz precyzyjnie wybrane zgodnie z planem wyprowadzania największej, ale zarazem najprostszej części magazynu głównego - sygnatury numerus currens.
W trakcie pakowania każdy wolumin był wycierany z kurzu ściereczką nasyconą środkiem grzybobójczym. Po każdej zmianie ścierki i rękawiczki były prane i dezynfekowane - wyglądało to jak rozruch całkiem sporej pralni osiedlowej. Wiedzieliśmy jednak, że te zabiegi higieniczne, pożyteczne i wystarczające dla książek nowszych, nie zdadzą egzaminu w przypadku zbiorów XIX-wiecznych (około 400 tys. wol.).
Komora próżniowa. Dla tej części zbiorów XIX-wiecznych konieczna była, w opinii naszych konserwatorów, dezynfekcja w komorze próżniowej i to na skalę masową. Problemu nie rozwiązałyby dwie małe komory próżniowe docelowo zaprojektowane do nowego gmachu do bieżących prac konserwatorskich, nawet gdyby już były zainstalowane. Potrzebowaliśmy dużej komory, która mogłaby proces dezynfekcji przeprowadzać w rytmie przynajmniej zbliżonym do tempa przeprowadzki. Wybraliśmy dużą komorę firmy wrocławskiej, sprawdzoną w warunkach popowodziowych, dezynfekującą gazem rotanox w ciągu 24 godzin jednorazowy wsad ok. 10 000 wol. Komora rozpoczęła pracę w połowie listopada i pracowała do końca stycznia. Przeszło przez nią 380 tys. wol. (cała kolekcja XIX-wieczna i małe partie zbiorów z XX wieku - głównie czasopism, według uznania naszych konserwatorów). Cała akcja z komorą komplikowała przebieg przeprowadzki poprzez wprowadzenie kolejnej procedury przeładowywania zbiorów z zamkniętych i szczelnych kontenerów transportowych do ażurowych koszy, wstawianych do komory. Ta dodatkowa "pętelka" spowalniała bardzo przeprowadzkę zbiorów XIX-wiecznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że przy rzadkich okazjach kompleksowego "ruszenia" wielkich i starych kolekcji jest to akcja zawsze zasadna - w tak wielkich skupiskach papieru, tektury i skóry nie da się uniknąć rozwoju mikroorganizmów. Oczywiście są i straty - kilkukrotne przekładanie książek do różnych pojemników, na ogół na czas, bo praca komory kosztuje, odbiło się niekorzystnie na stanie opraw, często oryginalnych z początku XIX wieku i zwartości bloków.
Rytmiczna przeprowadzka jesienią. Okres działania komory próżniowej zbiegł się w czasie z intensywnym wprowadzaniem zbiorów na dwa wyższe piętra, czyli w obszary z wolnym dostępem i przygotowaniem tychże do przyjęcie czytelników. Dopiero na początku listopada mogliśmy zacząć wprowadzać zbiory na I i II piętro, a już pod koniec listopada zapadła decyzja o otwarciu Biblioteki 15 grudnia, podjęta znowu pod naciskiem, teraz już nowej ekipy rektorskiej i Senackiej Komisji Bibliotecznej. Zbiory do wolnego dostępu "odławiane" systematycznie od początku przeprowadzki były już wstępnie podzielone na osiem szerokich dziedzin, następnie po przemieszczeniu do "swojego" obszaru były segregowane bardziej szczegółowo. Niemniej do ostatnich dni przed otwarciem leżały wzdłuż regałów, gdyż bez przerwy zmieniała się długość "ciągów" w poszczególnych klasach w wyniku napływania kolejnych partii zbiorów. Z trudem zdążyliśmy przewieźć i ustawić wszystko, co przeznaczone było do wolnego dostępu przed 15 grudnia. Otwarcie dla czytelników, pierwsze miesiące działalnościPierwszy czytelnik wszedł do nowego gmachu BUW 15 grudnia 1999 roku o godzinie 9.00 rano i miał do dyspozycji:
Do końca marca trwała intensywna przeprowadzka kolejnych oddziałów i zbiorów BUW. Biblioteka działała prawie normalnie. My jednak, nie do końca uspokojeni sukcesem przeprowadzki zbiorów z magazynu głównego i inauguracji działalności w nowym gmachu, z niepokojem wypatrywaliśmy wiosny i nieuchronnego rozpoczęcia najtrudniejszej, w opinii nas wszystkich, części przeprowadzki.
Do 4 sierpnia trwała jeszcze, równolegle do przeprowadzki zbiorów specjalnych, przeprowadzka Oddziału Zabezpieczania i Konserwacji Zbiorów połączona z likwidacją zdezelowanego wyposażenia introligatorni i pracowni reprograficznej. Za podsumowanie pierwszego roku działalności BUW w zielonym gmachu na Powiślu niech posłużą następujące liczby:
Zespół 250 bibliotekarzy Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie ma za sobą kilka wyjątkowych i trudnych lat wizjonerskiego planowania, wielkiej reorganizacji zbiorów, zespołowej pracy przy uruchamianiu nowoczesnej biblioteki akademickiej nieodbiegającej standardem obsługi czytelnika od wzorców z krajów rozwiniętych. Sukces tego przedsięwzięcia usprawiedliwia, mam nadzieję, miejscami mocno instruktażowy charakter tej opowieści. Jestem przekonana, że dla wielkich bibliotek w Polsce nie ma innych dróg rozwoju, niż droga Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, jeżeli oczywiście chcemy, aby komunikacja naukowa nie odbywała się poza bibliotekami. | |||||||||||||||||||
EBIB 4/2001 (22), Architektura bibliotek.
|