EBIB 
Nr 11/2003 (51), Czytelnik czy klient?. Święta
 Poprzedni artykuł   

 


Tam, gdzie Boże Narodzenie jest w lecie, czyli krótka opowieść Barb Ewers, zaprzyjaźnionej bibliotekarki z Australii, o jej rodzinnych świętach


W wieczór wigilijny wyruszamy do kościoła na odprawianą o północy mszę św. W dniu Bożego Narodzenia wstajemy bardzo wcześnie. Mama parzy herbatę, którą pijemy w trakcie otwierania prezentów. Jeszcze w piżamach oczekujemy na świętego Mikołaja. Odgrywa go mój tato. Św. Mikołaj rozdaje prezenty, a najmłodsze z dzieci występuje jako Pomocnik św. Mikołaja, podając prezenty wskazanym osobom. Dzięki Pomocnikowi św. Mikołaj nie musi wcale schylać się i nie bolą go kości.

Po porannych przyjemnościach przebieramy się w odświętne stroje i odwiedzamy rodzinę, która w danym roku organizuje świąteczne przyjęcie. Co roku inne z rodzeństwa gości pozostałych członków rodziny w swoim domu. Przyjęcie ma charakter składkowy, to znaczy wszyscy przywozimy konkretne dania, składające się na menu przyjęcia. Po rozpakowaniu prezentów spod choinki wszyscy idziemy popływać. Wracamy na uroczysty obiad, do którego zwykle zasiadamy w strojach kąpielowych. Potrawy to zwykle tradycyjne dania: mięso pieczone i na zimno, owoce morza i sałatki.

Po obiedzie wypoczywamy w pozycji leżącej, a gdy się trochę ochłodzi, idziemy znowu popływać. Potem zwykle gramy do wieczora w krykieta za domem. W różnych rodzinach obowiązują różne zasady gry. W naszej obowiązują następujące: nie wolno wyrzucić pierwszej piłki, a wyrzucenie za płot liczy się wprawdzie za sześć punktów, ale wypada się z gry (trzeba iść po piłkę).

Lekka kolacja, na którą zjadamy resztki z obiadu, kończy świętowanie. Późną nocą wracamy do domu.

 Początek strony