EBIB 6/2000 (15) - P. Wimmer: Webmasterskie serwisy PCkuriera. Historia (całkiem) naturalna
ebib 
Nr 6/2000 (15), Polskie serwisy internetowe ogólne i specjalne. Artykuł
 poprzedni artykuł następny artykuł   

 


Paweł Wimmer

Webmasterskie serwisy PCkuriera. Historia (całkiem) naturalna


PCkurier, w którym pracuję już od niemal dziesięciu lat nie bez przyczyny kojarzony jest przez czytelników prasy komputerowej z informatycznymi narzędziami. Nasz dwutygodnik zawsze zajmował się intensywnie eksplorowaniem tej tematyki, zaś dział Dla praktyków, dostępny także w Internecie, jest jednym z najbogatszych w Polsce zbiorów wiedzy. Nie ukrywam, że sam także byłem zawsze bardzo zainteresowany najrozmaitszymi aspektami pracy z komputerem, przede wszystkim oprogramowaniem ułatwiającym życie w pracy zawodowej. Język HTML znalazł się w pewnym momencie w centrum mojego zainteresowania, co zbiegło się z webową rewolucją z połowy lat 90-tych.

Stare powiedzonko dziennikarskie głosi, że najlepiej nauczyć się czegoś, pisząc o tym książkę. Hołubię ten pogląd od bardzo wielu lat i w taki właśnie nietypowy sposób zdobywam niekiedy wiedzę o rozmaitych, szczególnie istotnych sprawach. Można by sądzić, że to mało efektywna metoda pracy, ale okazuje się, że zmusza to do dokładnego prześledzenia rozmaitych aspektów sprawy. Takie "rozpoznanie w boju" jest techniką niezwykle skuteczną. Walka z oporną początkowo materią języka zaczęła się na początku 1996 roku, gdy PCkurier intensywnie wykorzystywał nowe możliwości ekspresji, jakie oferuje World Wide Web. Nasza strona istnieje od lata 1995 roku i początkowo zajmował się nią redakcyjny kolega, który wkrótce odszedł do innej firmy. Dostałem więc bojowe zadanie szybkiego rozpoznania HTML i przejęcia witryny naszego pisma.

W 1995 roku był to jednostronicowy, dość długi dokument, który odwiedzało jakieś 30-40 osób dziennie. Pamiętam swoje zaskoczenie, gdy stwierdziłem, że jest to czysty tekst - na początku wydawało mi się, że to pewnie jeszcze jeden wyspecjalizowany format, do którego trzeba mieć jakiś dziwny edytor. Ot, dobroczynny skutek eksperymentowania - to wiekopomne odkrycie nastąpiło wtedy, gdy bardziej chyba dla żartu wczytałem stronę PCkuriera do Notepada. Równocześnie z pierwszymi odsłonami stron PCkuriera, już w moim własnym wykonaniu, zaczął powstawać kurs HTML, który na początku był raczej całkiem prywatnym i najzupełniej "lokalnym" zbiorem zapisków, będących rezultatem studiowania znanej książki Włodzimierza Macewicza ("HTML - język składu dokumentu hipertekstowego") i obszernego opracowania z jednej z amerykańskich stron (bodajże Sandia Laboratory). Błogosławieństwem okazała się w tych eksperymentach analogia do znanego mi dobrze WordPerfecta - edytor dysponuje wspaniałą cechą, jaką jest podgląd kodów sterujących, a przecież HTML jest niczym innym, jak właśnie zestawem kodów sterujących! Ta obrazowa paralela pozwoliła szybko uchwycić sens funkcjonowania języka we współpracy z przeglądarkami internetowymi.

Gdy zdecydowałem się na opublikowanie kursu po raz pierwszy w Internecie - było to latem 1996 roku - w naszej części Sieci istniały jedynie dwa krótkie opracowania, o nikłej raczej wartości edukacyjnej. Pierwsza wersja kursu była jeszcze dziurawa i zawierała szereg stron "under construction", ale pojawiały się one sukcesywnie w następnych tygodniach i miesiącach, a pomysł okazał się trafiony - zainteresowanie szybko rosło, co świadczyło o sporym zapotrzebowaniu na tego typu informację.

Podstawowym założeniem leżącym u podłoża kursu była od samego początku dbałość o jego jak najbardziej praktyczny charakter. Poradnik został stworzony z myślą o tych wszystkich osobach, które nie studiują specyfikacji języka, a chcą poznać zasady tworzenia stron szybko i bez nadmiernych komplikacji - chciałem oszczędzić czytelnikom trudów, jakich sam doświadczyłem (praca dr Macewicza nie należy do najłatwiejszych i odbijała się na niej wyraźnie naukowa proweniencja autora). Niejednokrotnie czyniono mi z tego tytułu zarzut, wytykając zbytnie "popularyzatorstwo" i "profanowanie" HTML. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że specjalistów od języków budowania stron internetowych jest w Polsce mnóstwo i że znają się oni na nim o wiele lepiej niż ja - ekonomista z wykształcenia. Problem jednak w tym, że to właśnie mnie się chciało poświęcić setki godzin darmowej pracy na budowanie praktycznego poradnika. Mam nadzieję, że zdołałem nie naruszyć świętej zasady primum non nocere, czyli "po pierwsze, nie szkodzić".

Starałem się zarazem pisać "ludzkim językiem", bez nadmiernego teoretyzowania, bez dbania o "uczoność" wywodów. Od naukowej ścisłości po stokroć ważniejsze jest to, aby były one rozumiane przez przeciętnego adepta sztuki webmasterskiej, gdyż to właśnie do niego był skierowany poradnik. Język taki zapewne nie przystoi pracy doktorskiej, ale też nie stopień naukowy ma być efektem takiej pracy. Z drugiej strony, nie przyjąłem też konwencji stosowanej często w zachodnich, zwłaszcza amerykańskich poradnikach typu "for dummies". Założyłem określony poziom inteligencji czytelnika, któremu nie trzeba wyjaśniać elementarnych technik używania komputera.

Poradnik jest typowym przykładem witryny powstającej w biegu, z przyjętymi na początku założeniami ogólnymi, ale bez widocznego na horyzoncie zakończenia. Nic dziwnego, skoro HTML jest językiem sukcesywnie się rozwijającym, wymagającym od popularyzatorów śledzenia zmian i notowania ich w poradnikach. Taka jest zresztą natura tej niezwykłej platformy, jaką stanowi World Wide Web. Książka czy artykuł w czasopiśmie jest skończoną całością, której nie można zmienić po oddaniu jej w ręce czytelnika. Poradnik czy artykuł w Sieci jest żyjącym organizmem, który można w nieskończoność poprawiać i rozwijać.

Kurs ulegał w ciągu czterech lat systematycznym zmianom organizacyjnym - przynajmniej raz w roku zmieniała się szata graficzna i konstrukcja serwisu. Wynikało to z konieczności dostosowywania struktury do pojawiających się tematów, a niebagatelną rolę odgrywa czysto psychologiczna konieczność odświeżania co pewien czas "interfejsu". Wszystkie wielkie i znane serwisy światowe podlegają także takim zmianom i jest to raczej pozytywne zjawisko. Do grona współautorów dołączyło kilka osób, które zeprezentowały własne pomysły, jak choćby pobieżne opisanie narzędzi dla innych systemów operacyjnych. Te akurat części kursu są dowodem na to, że początkowy entuzjazm szybko opada - ich autorzy wkrótce zrezygnowali i trudno powiedzieć, aby wartość informacyjna ich pracy była w tej chwili wysoka, ku mojemu szczeremu żalowi.

Istotnym założeniem kursu jest od samego początku zarówno darmowy dostęp do zawartych w nim informacji, jak i społeczny charakter wykonywanej przy nim pracy. Tę akurat okoliczność pragnę szczególnie mocno podkreślić, gdyż obok wykonywania pracy zarobkowej należy też wnosić wkład w publiczne dobro, a takim jest przecież powszechnie dostępna informacja. Jest to zresztą zgodne z wieloletnią tradycją środowisk komputerowych, w których praca dla wspólnego dobra była zawsze czymś oczywistym. Ci, którzy mieli coś do powiedzenia i potrafili to zwerbalizować, po prostu wykonywali taką pracę, nie oglądając się na wynagrodzenie.

Myślę, że powszechny charakter Internetu szczególnie sprzyja łączeniu wysiłków osób, pracujących zazwyczaj w oddalonych od siebie miejscach, a efektem jest nadzwyczajne wprost przyspieszenie rozwoju wiedzy i umiejętności. Globalizacja, do której sieć się w tak wielkim stopniu przyczynia, daje nam szansę szybszego, tańszego i lepiej ukierunkowanego rozwoju - wspaniałym przykładem roli Internetu jest choćby praca nad mapą ludzkiego genomu, której efekty są publikowane sukcesywnie właśnie w Sieci. Drugim, obok kursu HTML, serwisem o tematyce sieciowej jest powstały w październiku 1999 roku Webmaster, który został zaprojektowany w nieco innej konwencji. Jego najważniejszym wyróżnikiem był miesięczny cykl wydawniczy, a więc była to symulacja klasycznego pisma papierowego. Co miesiąc, aż do czerwca 2000 roku, ukazywał się zbiór kilkunastu artykułów, przeznaczonych dla bardziej zaawansowanych webmasterów.

Obok samego miesięcznika w Webmasterze od początku znalazły swoje miejsce także inne materiały - bieżący serwis informacyjny, leksykon, katalogi z zasobami, notki o książkach, grupa dyskusyjna poświęcona webmasterstwu. Webmaster wyróżnił się nie tylko tym, że był normalnym czasopismem, ale i tym, że od początku przyjęto zasadę wynagradzania autorów artykułów. Dzięki temu zdołałem przyciągnąć zespół dobrych fachowców, a zarazem i zręcznie piszących autorów, którzy mieli znacznie większą motywację do regularnego dostarczania swoich materiałów, ze szczególną dbałością o ich jakość. Tym sposobem Webmaster mógł się pochwalić doskonałymi cyklami artykułów poświęconych zagadnieniom prawa, technikom programowania server-side czy bardzo modnej ostatnio tematyce WAP (Wireless Access Protocol). Niestety, w momencie gdy czytają Państwo ten artykuł, Webmaster został zmuszony do (przynajmniej tymczasowej) zmiany formuły. W obecnie zaniechano wydawania miesięcznika, natomiast serwis pozostał w tym samym miejscu, jako klasyczna witryna. Być może pismo zostanie wznowione, , choć trudno przewidzieć kiedy to nastąpi. Warto jednak wskazać na kilka doświadczeń, które zdołaliśmy zebrać w ciągu dziewięciu miesięcy funkcjonowania pisma w dotychczasowej postaci.

Przede wszystkim, pismo sieciowe ma bardzo dynamiczny charakter - gdy założymy datę publikacji na pierwszy dzień miesiąca, to w sprzyjających okolicznościach może się w nim pojawić opis zjawiska, które zaistniało publicznie dzień wcześniej, jak choćby pojawienie się nowego, szczególnie istotnego oprogramowania. Cykl wydawniczy takiego pisma jest zupełnie inny niż tradycyjnych, drukowanych czasopism, a opóźnienia zredukowane do minimum.

Po drugie, ten sam dynamiczny charakter może powodować, że słabnie nieco dyscyplina publikujących w nim autorów. Wprawdzie Webmaster nie doświadczył w zasadzie większych kłopotów tego rodzaju, ale zdarzało się niejednokrotnie, że autorzy dostarczali tekst na kilka godzin przed opublikowaniem w Sieci. Negatywnym skutkiem był nadmierny pośpiech przy redagowaniu i składaniu artykułów, co powodowało czasem błędy, poprawiane dopiero w następnych dniach. Okazuje się, że trzeba przyjąć pewną rozsądną datę graniczną (deadline), zaś akceptować w ostatniej chwili jedynie artykuły szczególnie istotne. Po trzecie, nie należy przyjmować milczącego założenia, że pismo sieciowe jest czymś gorszym niż drukowane, i że możliwe jest stosowanie obniżonych kryteriów oceny. To chyba najtrudniejszy do spełnienia postulat i mogę podejrzewać, że i Webmaster publikował artykuły, których jakość dziennikarska mogłaby być lepsza. Po czwarte, doświadczenie wskazuje, że trudno jest tworzyć pismo jednoosobowo. W Webmasterze pełniłem funkcje redaktora naczelnego, redaktora, autora, sekretarza, korektora i składacza, będąc de facto jednoosobowym wydawnictwem (i pracując zarazem jako pełnoetatowy redaktor PCkuriera). To wielki wysiłek, którego nie sposób kontynuować na dłuższą metę w piśmie mającym ambicję profesjonalnego wydawnictwa.. Współpraca kilku osób jest tutaj jak najbardziej wskazana. Po piąte wreszcie, trudno ukryć przyziemny fakt, że pieniądze sprzyjają profesjonalizacji, gdyż możliwe jest stosowanie zasady "płacę i wymagam". Wolontariat jest rzeczą szlachetną, ale jego pozytywne cechy są poddawane szczególnej próbie, gdy uczestniczące w nim osoby stają nagle przed trudnymi wyborami i zmuszone są przedkładać własny interes nad tworzenie publicznych wartości ("nie płacą mi, więc nie mogą wymagać"). Trzeba o tym pamiętać w tego rodzaju przedsięwzięciach.

Te krótkie uwagi są niesystematycznym zbiorem doświadczeń wyniesionych w ciągu czterech lat mojego sieciowego dziennikarstwa i pracy popularyzatorskiej. Na zakończenie pozwolę sobie zacytować fragment opublikowanego w ubiegłym roku na łamach PCkuriera felietonu "eŻurnaliści", który był pochwałą Internetu jako najpowszechniejszego w naszej historii medium. Proszę o wybaczenie, że cytuję sam siebie :-) "Jak byśmy na to nie spojrzeli, jak nigdy dotąd po ulicach chodzą rzesze szeregowców z marszałkowskimi buławami w tornistrach. Jeszcze kilkanaście lat temu opublikowanie czegokolwiek wymagało albo uległości wobec panujących realiów, albo talentu pisarskiego czy dziennikarskiego, który pozwoliłby zdobyć miejsce w szanowanych redakcjach. Pomińmy w tym miejscu, rzecz jasna, podziemny ruch wydawniczy, gdzie publikowanie pod własnym nazwiskiem należało siłą rzeczy do rzadkości.

Teraz, dzięki Internetowi, każdy może mieć dostęp do najszerszego forum w historii ludzkiej cywilizacji, mając szansę przyciągnięcia do głoszonych przez siebie poglądów nawet dwustu milionów ludzi, a za dekadę i pół świata. Na naszych oczach rodzi się swoista eŻurnalistyka, która podlega najostrzejszym kryteriom oceny i najbardziej brutalnym prawom rynku, nie zamazywanym przez tradycję, utarte opinie, pozycję wydawcy czy pieniądze sponsora. Tylko i wyłącznie prezentowana treść będzie decydować o "nakładzie" publikacji, mierząc go bezdusznymi logami serwera, jeśli pominąć oczywiście takie drobiazgi, jak język czy zdolność do jej zareklamowania. Ten nadzwyczaj demokratyczny mechanizm stwarza fantastyczną okazję dla wszystkich osób, które zamierzają żyć z upowszechniania informacji. Wydziały dziennikarskie polskich wyższych uczelni wyrzucają z siebie co roku setki absolwentów, którzy lądują w redakcjach, wydawnictwach, na stanowiskach rzeczników prasowych czy w firmach zajmujących się Public Relations. Jednocześnie co roku pojawia się na forum publicznym mnóstwo rozumnych ludzi, którzy mają do powiedzenia rzeczy mądre i ciekawe, choć nie wsparte stosownym dyplomem."


Kurs HTML - www.pckurier.pl
Webmaster - webmaster.pckurier.pl
pawel.wimmer@pckurier.pl

Warszawa, 2 lipca 2000


Pierwotny adres: www.oss.wroc.pl/biuletyn/ebib15/wimmer.html
Adres w archiwum: ebib.oss.wroc.pl/arc/e015-03.html

 Początek strony



Webmasterskie serwisy PCkuriera. Historia (całkiem) naturalna / Paweł Wimmer// W: Biuletyn EBIB [Dokument elektroniczny] / red. Bożena Bednarek-Michalska - Nr 6/2000 (15) lipiec-sierpień. - Czasopismo elektroniczne. - [Warszawa] : Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich. KWE, 2001. - Tryb dostępu: http://www.ebib.pl/2001/15/wimmer.php. - Tyt. z pierwszego ekranu. - ISSN 1507-7187