|
Środowisko bibliotekarzy - straszna sprawa. Owszem,
istnieje, ale kto chętnie przyznaje się do niego? Nie znam koleżanki,
która na pytanie o zawód odpowie z zadowoleniem: bibliotekarka! Powie
na przykład: mgr filologii polskiej, pracownik Uniwersytetu
Jagiellońskiego, albo ostatecznie wymamrocze cicho: pracuję w
bibliotece. Co nie oznacza, że te osoby nie lubią swojej pracy. Wiele z
nich naprawdę ją lubi. Co zrobić jednak z prestiżem społecznym zawodu,
który jest żaden (prestiż, nie zawód, oczywiście)? Pamiętam paroksyzm
śmiechu, jaki ogarnął mojego męża, gdy przed laty wręczyłam mu
legitymację uprawniającą do zniżkowych przejazdów kolejami państwowymi,
na której poniżej wykaligrafowanego imienia i nazwiska, stało co
następuje: "mąż Jadwigi - bibliotekarza". Smiałam się też, ale jakoś
krzywo.
A bez krzywych uśmiechów, bardziej serio? Wielką
szansą, prawdziwą rewolucją jest wejście komputerów do bibliotek a
poprzez nie połączenie się ze światem. To zmiana, dzięki której w
bibliotece przestało być nudno. Pamiętam, informację o przygotowaniach
do "komputeryzacji" przyjęłam jako dar niebios, rzuciłam się na nią z
łapczywością dzisiaj może trochę zabawną, ale wtedy konieczną - teraz
widzę to dobrze. Dlaczego konieczną? Bo natychmiast zrobił się tłok,
przepychanka, kolejka do kursów i szkoleń; trzeba było naprawdę
samozaparcia, żeby znaleźć się w tej pierwszej grupie
"wtajemniczonych". Role były rozdawane właśnie wtedy, do dzisiaj
utrzymane zostały z niewielkimi zmianami.
Do autentycznego głodu wiedzy i chęci zmiany doszły
nam więc ambicje. Bardzo dobrze, to normalne zjawisko, świetna
motywacja do pracy, byle - oczywiście - w miarę. Nie mam zamiaru, broń
Boże, rozpatrywać tutaj tych przypadków "ponad miarę". Wydaje mi się,
że statystycznie nie odbiegają od powszechnej normy. A korzyści? Aż
trudno dzisiaj uświadomić sobie - jak duże. Przede wszystkim
dowartościowanie własnej pracy. Uważam, że jest coś głęboko
niemoralnego, zatruwającego nas w sposób nieuchwytny a niezwykle
groźny, w przymusie wykonywania pracy nielubianej, uważanej za
bezsensowną. Taki przymus owocuje buntem albo zobojętnieniem. Efektem
buntu może być sukces, czyli na przykład zmiana pracy na lepszą, ale
nie wszystkim się to udaje. Przegrana zaś rodzi rozgoryczenie - krzywe
zwierciadło świata. Nie lubimy siebie za bibliotecznym biurkiem, nie
lubimy czytelników, drażnią nas codzienne czynności. Po pewnym czasie
przestajemy wierzyć, że coś się może zmienić, że sami możemy coś
zmienić. Przestajemy już chcieć jakichkolwiek zmian. Najlepiej, żeby
dano nam święty spokój. Przy takim scenariuszu postawienie komputera na
biurku wcale nie musi nic zmienić, znam takie sytuacje. Ale może być
też i odwrotnie - i to też z największą satysfakcją udało mi się
zobaczyć.
Zmiana stereotypu wymaga długiego czasu, liczonego
na pewno w dziesiątkach lat. Wizerunek bibliotekarza wyłącznie
podającego książki z zakurzonych półek nie tak prędko stanie się
przeszłością. To czasem bardzo denerwuje "liderów odnowy", usiłujących
wpuścić trochę światła i świata w bibliotekarskie "ponure zakątki".
Lecz skoro tak, skoro na zewnątrz te prawdziwie rewolucyjne zmiany są
tak słabo widoczne - to nie ma innego wyjścia, jak tylko do swych
rozlicznych nowych umiejętności dodać jeszcze podstawy "public
relations"! A może nauczyciele akademiccy bibliotekoznawstwa i
informacji naukowej mają je już w swych programach ?
Pracuję w małej uniwersyteckiej bibliotece
instytutowej, wdrażającej od kilku lat razem z biblioteką główną system
VTLS i specyfika tej pracy nauczyła mnie, jak wielkie znaczenie ma
odpowiednio skonstruowana, odpowiednio skierowana informacja o tym, co
się zrobiło. Jak wymusić odrobinę uwagi na wiecznie śpieszącym się i
zajętym "kliencie"? Tablica ogłoszeń, broszurka na biurko, e-mail,
rozmowa na korytarzu - mozolnie i bardzo po amatorsku próbowaliśmy
dosłownie wszystkiego. Bywały momenty, że nic tylko skrzydła rozwinąć i
lecieć - jak na przykład po uroczyście świętowanym otwarciu katalogu
komputerowego, kiedy to dobra wola dyrekcji naszego instytutu i
dyrekcji biblioteki głównej zaowocowały pomocą w uzyskaniu funduszy na
kontynuację rozpoczętego przedsięwzięcia. A bywały chwile wielkiego
otrzeźwienia, zmuszające do zastanowienia się i refleksji. Nigdy nie
zapomnę swojego zdumienia, gdy okazało się, że dopiero uruchomienie
ostatniego z wdrażanych modułów systemu, tzw. automatycznej
wypożyczalni, czyli zerwania z pisaniem rewersów - a działo się to dwa
i pół roku po tak spektakularnym (w naszym mniemaniu) otwarciu
katalogów komputerowych - gdy zatem (wybaczcie to stanowczo za długie
zdanie) dopiero ten fakt uświadomił naszym studentom, że w bibliotece
jest jakaś "komputeryzacja"!
To jeden z powodów dla których tak sobie cenię pracę
właśnie w małej bibliotece (oczywiście połączonej ze światem na
wszystkie możliwe sposoby: wspólny katalog z bibliotekami
uniwersyteckimi, dostęp do innych katalogów i nie tylko do katalogów,
no i oczywiście poczta elektroniczna z takimi np. jej dobrodziejstwami
jak listy dyskusyjne!). Stały kontakt z odbiorcami naszych ambitnych
poczynań natychmiast je weryfikuje: skutecznie broni przed rutyną, jest
bezlitosny dla zaniedbań i bezmyślności, uczy rzecz rozpoczętą
doprowadzać do końca.
Aby więc i moją wypowiedź jakoś zgrabnie zakończyć,
muszę powrócić do trudnego początku, czyli do identyfikowania się z
tzw. "środowiskiem". Chyba coś tu drgnęło w ciągu ostatnich 6-7 lat.
No, nie aż tak, żeby polubić słowo "bibliotekarka" czy "bibliotekarz" -
w moim przypadku nie widzę tu szans (swoją drogą, bardzo jestem
ciekawa, kim jesteście, drogie koleżanki i koledzy z tak lubianej
przeze mnie listy dyskusyjnej: pracownikami informacji naukowej czy
bibliotekarzami?). Dalej będę mamrotać: pracuję w bibliotece, trochę
głośniej: pracuję na Uniwersytecie Jagiellońskim, a już z podniesionym
czołem przyznam się do filologii polskiej. Natomiast mogę powiedzieć
otwarcie: mam ciekawą pracę. Szczerze ją lubię. Nie wyłącznie dzięki
komputerom, rzecz jasna.
Lecz na tym koniec moich i tak chyba zbyt szczerych wynurzeń.
Pierwotny adres: http://www.oss.wroc.pl/biuletyn/ebib01/walczak.html
Adres w archiwum: ebib.oss.wroc.pl/arc/e001-12.html
| |