Nr 2/2010 (111), Biblioteki narodowe. Artykuł |
Stanisław Czajka
| |||
Choć w swej zawodowej działalności zetknąłem się z przeogromną liczbą postulatów i uwag dotyczących funkcjonowania i organizacji Biblioteki Narodowej, nigdy nie miały one charakteru totalnej negacji przekreślającej sens istnienia tej instytucji. Pozostaję więc w przekonaniu, a życie mnie w tym przekonaniu utwierdziło, że Narodowa była i jest przez społeczeństwo postrzegana jako biblioteka solidna, poważna, godna zaufania, chociaż niekiedy nazbyt tradycyjna, czasami ociężała i mało elastyczna. O zachwytach, pochwałach i komplementach nie wspominam, choć one też się zdarzały. BN – myślę – już u swych narodzin została poprawnie zaprogramowana. Jej zadania i powinności określały od początku (w sposób ogólny, co zrozumiałe) akty prawne wysokiej rangi: od dekretu prezydenta do ustawy sejmowej, a to skłaniało do przemyślanych i roztropnych działań także w przyszłości. Funkcje oraz struktura organizacyjna Bibliotek Narodowej, wielokrotnie weryfikowane w jej ponad 80-letniej historii, nie odbiegają zbytnio od przyjętych wzorów i doświadczeń zagranicznych, zwłaszcza europejskich. Wielokrotnie poddawane próbie czasu, modyfikowane i dostosowywane do współczesnych wymagań, możliwości materialnych, finansowych i technicznych oraz dominujących trendów w sferze zarządzania i rozwoju kultury, produkcji książki, sposobów oraz nośników utrwalania i przechowywania informacji dobrze odpowiadały potrzebom zmieniającej się rzeczywistości. Ostatnie 80 lat, czyli okres, na który przypada powstanie i działalność Biblioteki Narodowej, to radykalne, rewolucyjne zmiany w wytwarzaniu, rozpowszechnianiu i percepcji słowa drukowanego, rzutujące bardzo mocno na rozwój, funkcjonowanie i organizację takich instytucji jak biblioteki, a patrząc szerzej – całej sfery udostępniania i rozpowszechniania. W tym czasie kilkadziesiąt razy wzrosła krajowa i zagraniczna produkcja wydawnicza. Ukształtowała się i w świecie, i w Polsce nowoczesna kultura i technologia ochrony oraz konserwacji zbiorów, nowe zasady i standardy ich przechowywania oraz udostępniania. Pojawiły się i rozwinęły całkowicie nowe, elektroniczne formy zapisu tekstów i obrazów oraz metody przesyłania informacji, jej przechowywania na różnych nośnikach, możliwości automatycznego przetwarzania tekstu i obrazu, kopiowania itp. Biblioteka Narodowa z małej, skromnej kadrowo i bezdomnej, instytucji o rodzinnej atmosferze i paternalistycznym sposobie zarządzania przekształciła się po II wojnie światowej w wielki, skomplikowany organizacyjnie kombinat produkcyjny zatrudniający setki bibliotekarzy i dziesiątki różnych specjalistów, instytucję biblioteczną o ogromnym – jak na polskie warunki – stale i szybko powiększanym księgozbiorze (dziś liczącym ponad 8 mln jednostek bibliotecznych), o równie potężnym majątku trwałym, ze świetną jak na duże miasto lokalizacją własnej siedziby. Wielki, składający się głównie z krajowego i polonijnego piśmiennictwa księgozbiór miał i ma nadal fundamentalne znaczenie dla obecnej i przyszłej działalności Biblioteki Narodowej, rozbudowy różnych, niejako wtórnych i pochodnych funkcji, jak np. udostępnianie w formie prezencyjnej (na miejscu w czytelniach) i od końca ubiegłego wieku elektronicznej (elektroniczne katalogi i zbiory zdigitalizowane), prowadzenie badań naukowych nad różnymi kolekcjami i kategoriami zbiorów, badań proweniencyjnych, księgoznawczych, doskonalenie systemu i metod konserwacji papieru i innych nośników służących do zapisu i przechowywania informacji, danych o piśmiennictwie, zbiorach własnych i obcych. Z ustawowym zadaniem gromadzenia narodowego piśmiennictwa powiązane jest – praktycznie od początku istnienia biblioteki – jego archiwizowanie, tj. wieczyste przechowywanie dla przyszłych pokoleń oryginalnych publikacji polskich druków zwartych i czasopism (minimum w jednym egzemplarzu) oraz – w wyborze – dokumentów życia społecznego, tzw. dżs-ów. Zadanie to niezwykle doniosłe z punktu widzenia ochrony kultury narodowej wyklucza stosowaną powszechnie w bibliotekarstwie meliorację zbiorów i usuwanie z nich pozycji „mało poczytnych”. Archiwizacja zbiorów to zadanie bardzo kosztowne i wymagające coraz doskonalszych, nowocześniejszych środków technicznych służących osiąganiu optymalnych warunków ochrony i konserwacji całego zgromadzonego wielkiego, szybko rosnącego zbioru. Rzetelne archiwizowanie piśmiennictwa polskiego i dotyczącego Polski nałożone ustawą sejmową na BN kolidowało i w jakiejś mierze koliduje nadal z praktyką szerokiego dostępu do zgromadzonych zbiorów. Częste udostępnianie powoduje „zaczytanie” oryginalnych egzemplarzy. Rozwój zapisu elektronicznego, elektronicznych katalogów, baz katalogowych i bibliograficznych, digitalizacja zbiorów (zwłaszcza unikatowych) łagodzi ten konflikt. Pozwala z lepszym niż dotąd skutkiem realizować oba cele: archiwizowanie (wieczyste przechowywanie dla potomności) powiązane ze skuteczną ochroną oraz udostępnianie zgromadzonych zbiorów i wiedzy o piśmiennictwie polskim zapisanych na elektronicznych nośnikach, zawartych w krajowych i zagranicznych zasobach informacyjnych. Z własnego, dość bogatego doświadczenia, wiem, że kosztowny, żmudny, czasochłonny proces gromadzenia, opracowania i archiwizowania księgozbioru wchodzącego obecnie w skład narodowego zasobu bibliotecznego, połączony z jego wszechstronną i jeszcze bardziej kosztowną ochroną i konserwacją – pochłaniający gros środków budżetowych biblioteki – nigdy nie cieszył się nadmiarem życzliwości, hojności, a także zrozumienia współodpowiedzialnych za niego organów państwa. Był zwykle traktowany jako przesadne, może nawet nierozumne, oczekiwanie zawodowe pod adresem budżetu państwa. W rezultacie, z konieczności, funkcjonowała przez dziesięciolecia fatalna praktyka oszczędzania na zbiorach, rezygnacji z wielu zakupów i wspomagających ten proces technologii. Dla zespołu zarządzającego biblioteką było nieustannym dylematem, jak zdobyć fundusze na potrzebne piśmiennictwo, ile środków przeznaczyć na zbiory, a ile na inne równie ważne i pilne potrzeby bibliotecznego gospodarstwa. To zresztą sytuacja analogiczna do tej, jaką obserwujemy w całym niemal krajowym bibliotekarstwie, z tą jednak różnicą, iż tam nie obowiązuje zasada kompletności gromadzonych zbiorów. Drugą cechą, która różni Bibliotekę Narodową od innych bibliotek jest otrzymywanie – na mocy ustawy Sejmu i rozporządzenia wykonawczego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – dwóch egzemplarzy obowiązkowych polskiej produkcji wydawniczej. Powinny więc wystarczyć, by realizować zasadę kompletności gromadzenia piśmiennictwa narodowego. Otóż niezupełnie! Nawet jeśli egzemplarze wpływałyby w komplecie i terminowo, co niestety nigdy nie miało miejsca, to gromadzenie całej polskiej i Polski dotyczącej produkcji wydawniczej wymaga wielu jeszcze zakupów zbiorów nie objętych egzemplarzem obowiązkowym. Należą do nich m.in. zbiory antykwaryczne, unikatowe kolekcje i rękopisy, różne współczesne kategorie zbiorów specjalnych, piśmiennictwo polonijne i zagraniczne (gromadzone w niewielkim, koniecznym wyborze), no i tzw. wieloegzemplarzówka kupowana po to, aby chronić egzemplarze archiwalne przed zaczytaniem i zorganizować udostępnianie na jak najlepszym poziomie. Jest to pod względem ilościowym, a zwłaszcza jakościowym, znacząca część piśmiennictwa wchodzącego rokrocznie – w formie nabytków – do księgozbioru biblioteki, część zdaniem specjalistów bardzo przykrojona, wręcz skromna w stosunku do potrzeb. W latach 80. i 90. ubiegłego wieku, a także po 2000 r., gdy byłem na co dzień blisko tych zawodowych trosk, Biblioteka Narodowa – wg naszych ówczesnych szacunków – realizowała rocznie 1/3 możliwych i potrzebnych zakupów zbiorów. Myślę, że w 2010 r. sytuacja generalnie się nie zmieni. Od wielu lat Biblioteka Narodowa była postrzegana przez ministerialnych decydentów jako kłopotliwy klient, główny pożeracz skromniutkich środków resortu kultury. Często w środowiskach zainteresowanych sprawą toczyła się dyskusja, czy „Narodowa” ze swoimi strukturalnymi potrzebami i profilem działalności nie powinna się znaleźć w innym, bogatszym resorcie. Powiększający się lawinowo, mimo przedstawionych wyżej niedostatków w zakupach, księgozbiór, co jest następstwem żywiołowego wzrostu krajowej produkcji wydawniczej, zwłaszcza wzrostu liczby tytułów, pociąga za sobą inne znaczące wydatki finansowe: na rozbudowę bazy lokalowej, powierzchni magazynowej, modernizację różnych pomieszczeń o wysokim standardzie, specjalistycznego wyposażenia technicznego (urządzenia klimatyzacyjne, sprzęt do digitalizacji i odkwaszania papieru) i przeciwpożarowego. Odwiecznym kłopotem dużych bibliotek, a zobligowanych do archiwizowania piśmiennictwa bibliotek narodowych w szczególności, jest permanentny niedostatek powierzchni magazynowej, powierzchni drogiej, wymagającej bogatego wyposażenia. Ten sam problem boleśnie prześladuje również Bibliotekę Narodową w Warszawie. Pod koniec lat 90. jej rezerwa magazynowa na nowe nabytki została nieomal w całości wyczerpana. Było o tym wiadomo od dawna. Znano i sygnalizowano ten problem odpowiednio wcześnie, jeszcze w trakcie budowy nowej siedziby na Polu Mokotowskim, zakończonej oficjalnie w 1999 r. W tym też okresie biblioteka, pod wpływem resortu kultury i bałamutnych obietnic, pozbyła się administrowanych pomieszczeń w starej siedzibie przy ul. Hankiewicza 1, mogących stanowić skromną rezerwę na pierwsze lata obecnej dekady. Z obiecywanej solennie rozbudowy nic nie wyszło, a w ciągu minionych dziesięciu lat księgozbiór BN powiększył się o blisko 2 mln jednostek bibliotecznych. Problem magazynowania zbiorów uległ dramatycznemu zaostrzeniu. Zmarnowany został też bezcenny czas. Dziesięć ostatnich lat w historii Biblioteki Narodowej to okres straconych nadziei na wprowadzenie do planu inwestycyjnego rozbudowy powierzchni magazynowej i koniecznej modernizacji starzejącego się i wyeksploatowanego ponad wszelką miarę wyposażenia obecnego magazynu głównego. Okres stosowania różnych półśrodków zmierzających do wygospodarowania w istniejącej przestrzeni nowego gmachu dodatkowej powierzchni na zbiory, półśrodków pogarszających jego funkcjonalność i warunki pracy załogi. Efektem zaś nieskutecznych starań i kiepskich propagandowych akcji mających przekonać decydentów, zmieniających się stale ministrów kultury i członków parlamentu o konieczności rozbudowy, jest dziś niekompletna i starzejąca się dokumentacja projektowo-techniczna drugiego magazynowca oraz kamień narzutowy przed wejściem do biblioteki uroczyście odsłonięty i opatrzony stosowną inskrypcją z datą zapowiadającą szybką rozbudowę. Rzecz mogłaby być przedmiotem żartów, gdyby nie potężny ból głowy u ludzi autentycznie zatroskanych i stawiających sobie dramatyczne pytanie, gdzie składować napływające rokrocznie w formie egzemplarzy obowiązkowych, darów i zakupów nowe nabytki (przypomnę około 200 tys. jednostek rocznie)? Moje odchodzące pokolenie doskonale pamięta podobną sytuację z okresu pracy w gmachu przy ul. Hankiwicza 1 (przełom lat 70. i 80.), gdy trafiające do BN z wydawnictw przesyłki z publikacjami, z braku właściwego dla nich miejsca, składowano nierozpakowane na podłodze magazynu, a książki małych formatów z tych samych powodów stały w trzech rzędach na półkach magazynowych, urągając elementarnej kulturze przechowywania i magazynowania zbiorów bibliotecznych. A nie zapominajmy, iż były to – wg obecnej ustawowej terminologii – zbiory narodowe, tworzące narodowy zasób biblioteczny. Zasadniczo inaczej postrzegana była kiedyś i jest dzisiaj Biblioteka Narodowa jako instytucja świadcząca usługi czytelnicze. Indywidualni czytelnicy Biblioteki to w ogromnej liczbie studenci warszawskich uczelni, stanowią ponad 80% ogółu korzystających z czytelni. Daleko za nimi znajdują się czytelnicy związani twórczo lub zawodowo z nauką i książką: pracownicy naukowi i dydaktycy szkół wyższych, nauczyciele, ludzie kultury – wydawcy, bibliotekarze, dziennikarze, pracownicy różnych redakcji. Czytelników tzw. niedzielnych, sporadycznie zaglądających do czytelni, biblioteka zawsze miała mało zarówno dawniej, gdy dysponowała bardzo skromnymi warunkami i małą liczbą miejsc w czytelni, jak i obecnie. Ze strony tej grupy odbiorców oczekiwania pod adresem Biblioteki Narodowej zawsze były duże i różnorodne. Udostępnienie przodowało pod względem liczby krytycznych uwag, dezyderatów, listów, wypowiedzi prasowych, telefonicznych i e-maili. Najczęściej krytyka dotyczyła długiego oczekiwania na zamówione do czytelni materiały. Wydaje się, że to nie tylko BN-owska przypadłość, ale wszystkich dużych bibliotek na świecie, choć tu były bezspornie powody do krytyki. Sporo zwykle uwag odnosiło się do braku w zbiorach poszukiwanych pozycji lub publikacji wyłączonych z udostępniania ze względu na zły stan zachowania, nieaktualności piśmiennictwa informacyjnego, opóźnionego dostępu do nowości wydawniczych (pozostających długo w opracowaniu i niewłączanych do zbiorów), nieobecności w zbiorach niektórych zagranicznych baz danych. Często krytykowana była zasada dostępu do zbiorów – granica wieku uniemożliwiająca korzystanie z Biblioteki osobom niepełnoletnim. Dużo krytycznych uwag dotyczyło w pewnym okresie stanu katalogów (tradycyjnych i elektronicznych). Zgłaszane przez czytelników uwagi i dezyderaty dość trafnie oddają z jednej strony ich oczekiwania, z drugiej – słabości systemu udostępniania lub jego ograniczenia wynikające po części z charakteru (ochrona unikatowych cennych zbiorów i stan ich zachowania) i wielkości biblioteki oraz niedostatku oferty (różne luki w zbiorach, mała liczba egzemplarzy danego tytułu). Uwagi, opinie i dezyderaty czytelników dotyczyły nie tylko spraw wyłącznie bibliotecznych, ale całego otoczenia czytelniczego, można by powiedzieć warunków spędzania czasu poza czytaniem. Dobrze, nawet wyróżniająco, wypowiadali się czytelnicy, a także goście Biblioteki, na temat zaplecza socjalnego BN. Uważali je za potrzebne i chętnie z niego korzystali. Rzeczywistą miarą społecznej przydatności każdej biblioteki jest liczba korzystających z niej użytkowników. Tak też zapewne jest w przypadku BN, choć o jej znaczeniu, randze, roli nie mogą decydować jedynie opinie dotyczące udostępniania prezencyjnego. Przez wiele lat – po uzyskaniu przez Bibliotekę Narodową lepszych warunków lokalowych – liczba użytkowników korzystających z czytelń szybko i stale rosła, później utrzymywała się na stałym poziomie, a w ostatnich latach zaczęła maleć. Te zmiany interpretuje się różnie. Wydaje się, że dwie przyczyny mają tu podstawowe znaczenie. Ostatnie lata przyniosły istotne korzystne zmiany w dostępie czytelników do katalogów zbiorów BN. Stało się to możliwe dzięki rozbudowie elektronicznych zasobów katalogowych i dostępowi do nich za pośrednictwem Internetu. Szybko rosnąca liczba wejść do poszczególnych baz to potwierdza. Druga przyczyna to zjawisko sygnalizowane przez socjologów. Maleje – twierdzą oni – tradycyjne czytelnictwo, „ludzie mniej czytają”. Nie dysponuję własnymi badaniami czytelnictwa, ale zinterpretowałbym to inaczej, a mianowicie: zmniejsza się korzystanie z biblioteki, maleje liczba odwiedzin w bibliotekach, mniej obcuje się z tradycyjną postacią słowa drukowanego (w formie czasopisma, książki), a rośnie ranga i liczba przeczytanych tekstów elektronicznych (głównie za pośrednictwem Internetu), wszelkich kserokopii i omówień. Rośnie też liczba obejrzanych filmów i obrazów. Ponieważ doba ma nadal 24 godziny, inaczej być nie może. Największe zmiany w czytaniu, ale i w korzystaniu z elektronicznych mediów dotyczą młodych czytelników, dzieci i młodzieży w wieku studenckim, a tych czytelników (studentów) miała i ma BN najwięcej. Oni stanowią dominującą liczebnie kategorię użytkowników. Myślę, że BN powiększając szybko w ostatnich latach katalogi elektroniczne oraz bazy danych i umożliwiając do nich dostęp, odpowiedziała właściwie na to zapotrzebowanie lokalnych warszawskich odbiorców, ale także w pewnym zakresie otworzyła się na czytelników z kraju i zza granicy. Czytelników BN klasyfikować można wg różnych kryteriów. Z punktu widzenia częstotliwości korzystania z oferty biblioteki będą to: 1/ korzystający ze zbiorów incydentalnie, przypadkowo (kilka razy w przeciągu wielu lat), 2/ korzystający często przez okres kilku lat (to przeważnie osoby studiujące), kategoria wg badań najliczniejsza, z niej rekrutuje się w późniejszym okresie najsilniej związana z biblioteką kategoria trzecia, 3/ utrzymujący więź z biblioteką przez długi czas, korzystający z jej oferty przez kilka nawet dziesięcioleci; to wg badań ludzie nauki, twórcy kultury, bibliotekarze i wydawcy zamieszkali w Warszawie i jej okolicach; BN nie jest dla nich jedyną, ale w ich intelektualnej aktywności ważną, regularnie odwiedzaną biblioteką. Dla zdecydowanej większości czytelników oferta BN nie jest jedyną. Poszukiwania informacji, źródeł, lektur nie wynikają tutaj tylko z jakości księgozbiorów, katalogów, obfitości baz danych, ale często z takich powodów, jak dobre atrakcyjne położenie biblioteki (cisza, zieleń), możliwość korzystania z parkingów, stołówki i bufetów, wygodnej komunikacji, bliskości zamieszkania, przyjaznej atmosfery („panie są miłe”).Z wszystkich nieomal badań czytelniczych, z codziennej obserwacji i doświadczeń bibliotekarzy wynika, iż czytelnicy poszukują oraz korzystają przede wszystkim z piśmiennictwa współczesnego. Podobnie jest z informacją katalogową i bibliograficzną. Nie dotyczy to rzecz jasna tych, którzy zajmują się badaniem, poznawaniem przeszłości. Nie inaczej przedstawiają się potrzeby czytelników BN. Z tych względów wykorzystywane jest przede wszystkim piśmiennictwo z okresu ostatnich 20 lat. Dla większości czytelników BN jej księgozbiór nie różni się wiele od innych księgozbiorów dużych warszawskich bibliotek. Tam też można poszukiwaną pozycję odnaleźć, a jeszcze często ją wypożyczyć do domu, akademika itp. Takiej możliwości (wypożyczeń na zewnątrz) nie mają w BN z uwagi na prezencyjny charakter udostępniania. O tym, iż ci czytelnicy korzystają właśnie z oferty Biblioteki Narodowej decydują inne względy. Bezkonkurencyjność jej oferty – dla sporej części czytelników – polega nie tyle na wielkości księgozbioru i obecności w nim najnowszej produkcji wydawniczej, ile na unikatowości niektórych jego kolekcji, zbiorów historycznych, specjalnych oraz na zasobności zgromadzonego piśmiennictwa polonijnego, dostępności zmikrofilmowanego czasopiśmiennictwa. Duże znaczenie ma dla wielu czytelników możliwość wykonania kopii wielu dokumentów. Coraz większego znaczenia nabiera także obok korzystania na odległość z katalogów elektronicznych dostęp do zbiorów dokumentów zdigitalizowanych.
Jakkolwiek by oceniać społeczne, naukowe i kulturalne znaczenie udostępniania zbiorów BN, zwłaszcza istotne dla lokalnego środowiska, to miało ono i ma nadal o wiele mniejsze znaczenie niż zadanie archiwizowania i ochrony polskiego piśmiennictwa, niż nałożony na Bibliotekę i ofiarnie, wbrew przeciwnościom, wykonywany obowiązek wieczystego przechowywania polskiej produkcji wydawniczej i piśmiennictwa związanego z Polską. Bibliotek wypełniających podobne funkcje w zakresie udostępniania jest w kraju wiele, w Warszawie również. Wieczyste archiwizowanie, opracowywanie i ochrona polskich zasobów piśmienniczych to powinność o wyjątkowym znaczeniu ze względu na skalę, zakres i po części unikalność. To podstawowe zadania wszystkich bibliotek narodowych realizowane stosownie do ich narodowej specyfiki i kulturalnej tradycji. * * *BN od lat prowadzi prace w zakresie bibliografii narodowej, statystyki bibliotecznej, badań empirycznych czytelnictwa i społecznego obiegu książki, których znaczenie dla polskiego bibliotekarstwa i jego poziomu fachowego, rozwoju i unowocześnienia trudno przecenić. Szczególne znaczenie mają one dla bibliotekarstwa publicznego ze względu na bliskość współpracy i zainteresowania badawcze BN. Większość wymienionych wyżej zadań BN wypełnia za pośrednictwem dwóch instytutów: Bibliograficznego oraz Książki i Czytelnictwa. Przez kilkadziesiąt lat IKiCz zrealizował bogaty cykliczny program badań nad czytelnictwem i organizacją bibliotek w Polsce. Niewiele bibliotek narodowych na świecie może się podobnymi osiągnięciami poszczycić. Tylko bowiem nieliczne z nich posiadały i posiadają podobne, doświadczone zespoły badawcze oraz porównywalny dorobek w zakresie zrealizowanych badań, raportów, ekspertyz i publikacji. Inaczej mają się sprawy z budową bibliografii narodowej. W większości krajów na świecie zadanie prowadzenia bibliografii narodowej należy do obowiązków biblioteki narodowej. To chyba rozwiązanie lepsze, tańsze niż tworzenie odrębnej instytucji (typu np. Izba Książki) i z konieczności dublowanie niektórych struktur oraz wydatków. Instytut Bibliograficzny odgrywał zawsze w dziejach polskiej teorii i metodyki bibliografii czołową rolę, a w tworzeniu autorytatywnych opisów prymarnych, urzędowej rejestracji polskiego piśmiennictwa działał na prawach wyłączności. Wspierał polskie inicjatywy w zakresie bibliografii, publikował materiały metodyczne i rozprawy z zakresu teorii bibliografii oraz organizował cykliczne kongresy polskich bibliografów (znane pod nazwą krajowych narad). Reprezentował polskie bibliotekarstwo na forum międzynarodowym. Ostatnie dziesięciolecie niestety nie było pomyślne dla obu zasłużonych dla polskiej książki instytutów. Czynione na nich oszczędności, zmiany organizacyjne i kadrowe bardzo wyraźnie osłabiły ich intelektualny i twórczy potencjał oraz rozluźniły związki i współpracę z polskim bibliotekarstwem: z bibliotekami publicznymi i naukowymi. Współpraca BN z bibliotekarstwem krajowym była stymulatorem jego rozwoju, wzrostu fachowego poziomu i zawodowych aspiracji. Była inspiracją dla wielu komórek organizacyjnych BN i ich nowych inicjatyw, bodźcem do rozwoju i doskonalenia warsztatu. Korzyści miały więc charakter wieloraki, zyski odnosili wszyscy partnerzy tej współpracy. W tym samym mniej więcej okresie, od końca lat 90., osłabła drastycznie pomoc i metodyczna opieka samorządowych WBP w stosunku do bibliotek wchodzących w skład sieci wojewódzkich. Mimo ustawowej obligacji niepowodzeniem zakończyło się tworzenie mocnych bibliotek powiatowych. Skromna, nieomal symboliczna jest nadal pomoc finansowa państwa – resortów bibliotecznych – dla bibliotek samorządowych i bibliotek akademickich. Cierpią one stale na niedostatek środków na zakup podstawowych publikacji. Wskaźnik zakupu nowości wydawniczych i zaopatrzenie bibliotek w literaturę kanoniczną, lektury oraz aktualne piśmiennictwo informacyjne jest tego wyrazistym potwierdzeniem. Przed 10 laty, gdy ujawniły się negatywne skutki przedstawionych wyżej tendencji, którym początek dało usamorządowienie bibliotek publicznych, także pod adresem BN nasilały się postulaty, by „coś robić”, czyli na nowo odbudować gasnącą współpracę z tymi bibliotekami. W odpowiedzi na nie utworzono w BN jednoosobowe stanowisko Pełnomocnika Dyrektora ds. Współpracy z Bibliotekami Publicznymi. Pomysł okazał się dobry, gdyż został oparty na założeniu personalnym – na pełnomocnika powołano pełniącego wcześniej funkcję zastępcy dyrektora Jana Wołosza, człowieka doskonale znającego bibliotekarstwo publiczne, BN i jej możliwości, ideowego bibliotekarza, zaangażowanego głęboko w bibliotekarskie sprawy, refleksyjnego publicystę i autora, cenionego przez środowisko biblioteczne fachowca. Kilkuletnia praca J. Wołosza na tym stanowisku przyniosła wiele dobrego. Ożywiła kontakty ludzi BN z bibliotekarstwem publicznym, zaowocowała wartościowymi inicjatywami i projektami. Nie była jednak w stanie powstrzymać pogłębiającej się autarkii. Słabły bowiem materialne i systemowe podstawy współpracy międzybibliotecznej. Biblioteki zamykały się we własnych opłotkach. Samorządy mimo ustawowych zobowiązań nie wykazywały większego zainteresowania pozalokalną działalnością podległych im placówek, te zaś broniły swej autonomii i niezależności – dla nich zaczęła się teraz liczyć tylko ich samorządowa zwierzchność. Aby obraz był pełny, trzeba dodać, iż osłabła w tym czasie także kontrolna i inspiratorska rola Ministra Kultury. * * *Z chwilą przekazania bibliotek publicznych samorządom, co jak pamiętamy nastąpiło w dwu etapach (gminne – w 1991 r., wojewódzkie – w 1998 r.), przestało formalnie i faktycznie funkcjonować centralne zarządzanie bibliotekami publicznymi. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – wiodący według ustawodawstwa bibliotecznego resort – stracił nieomal w całości realny wpływ na sprawy biblioteczne w kraju. Zachował co prawda, jak cała administracja centralna, ustawowe uprawnienia kontrolne w stosunku do organów założycielskich bibliotek samorządowych (kiepsko zresztą wykorzystywane), prawo inicjatywy legislacyjnej (jako organ rządowy) oraz niewielkie, słabo umocowane w przepisach instrumenty finansowe, ale była to już w stosunku do przeszłości rola mocno ograniczona, nieomal wyłącznie symboliczna. W resorcie pozostały tylko dwie instytucje o centralnym zakresie działania związane mocno z bibliotekarstwem: potężna, silna merytorycznie, z dużymi jak zawsze potrzebami BN oraz niewielka, ale dla zdezintegrowanego systemu bibliotecznego nieodzowna, posiadająca filie terenowe w 15 województwach, blisko współpracująca z bibliotekarstwem terenowym i znająca jego potrzeby, szkoła pomaturalna, funkcjonująca pod nazwą CEBiD (Centrum Edukacji Bibliotekarskiej i Dokumentacyjnej). Ta druga instytucja, z niejasnych powodów, wbrew opinii bibliotekarskiego środowiska i bibliotekarskich organizacji, została niedawno zlikwidowana, a skromne pozostałości po niej (kilku pracowników, niewielki mocno okrojony budżet) i część zadań (szkolenia i kursy) przekazano, jak to jest w zwyczaju resortu kultury – Bibliotece Narodowej. Minister Kultury, pozbawiony w znacznej mierze, tuż po reformie, własnych merytorycznych pracowników może więc dziś wyłącznie korzystać z doradztwa i fachowej pomocy podległej mu BN, niemającej zresztą żadnych znaczących administracyjnych uprawnień w stosunku do krajowej sieci bibliotecznej (z wyjątkiem wydawania zezwoleń na wywóz zabytkowych zbiorów i Biuro Międzynarodowej Wymiany Wydawnictw). Zmiany, jakie dokonały się w resorcie kultury po roku 1998, miały różne konsekwencje dla bibliotekarstwa. Dla aktywności i współpracy międzybibliotecznej wyłącznie negatywne. Znikły wszelkie inicjatywy szkoleniowe resortu, zaprzestano nieomal całkowicie finansowania bibliotekarskich konferencji organizowanych przez inne podmioty (BN, stowarzyszenia, WBP). W programach operacyjnych – ze względu na szczupłość środków – tego typu projekty nie miały żadnych szans. Można powiedzieć, że główny ciężar edukacji, stymulowania aktywności intelektualnej i zawodowej, rywalizacji międzybibliotecznej (ogłaszanie konkursów, opracowywanie i ogłaszanie rankingów), kreowania nowych projektów, określania aktualnych standardów i norm, wymagań kwalifikacyjnych, opinii o projektach legislacyjnych i pojawiających się w Polsce i na świecie nowych technologiach bibliotecznych, integracji środowiska bibliotekarskiego został złożony na barki BN i stowarzyszeń bibliotekarskich, podmiotów o różnym prawnym, organizacyjnym statusie oraz podległości. Także o bardzo nieporównywalnych możliwościach finansowych i technicznych. Ich atutem była dobra znajomość potrzeb oraz oczekiwań środowiska, a także – co istotne – wieloletnia znajomość i współpraca. Kontakty i współpraca BN ze stowarzyszeniami bibliotekarskimi sięga bardzo odległych czasów. Początkowo, przez okres 60 lat ograniczała się ona do Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, jedynej fachowej organizacji polskich bibliotekarzy, później objęła (od końca lat 80. ubiegłego wieku) również Polskie Towarzystwo Bibliologiczne i Polskie Towarzystwo Czytelnicze. Współpraca przybierała różne formy w zależności od potrzeb i możliwości. W zasadzie przez cały czas był to aktywny udział ludzi z Biblioteki Narodowej w pracach SBP. Znaczna część pracowników biblioteki to specjaliści wysokiej klasy, elita zawodu bibliotekarskiego. Nic więc dziwnego, że stowarzyszenia zawodowe zawsze o nich zabiegały. Do kanonu współpracy należały: wspólne imprezy podtrzymujące tradycje i obyczaje zawodowe (jubileusze bibliotek i zasłużonych ludzi zawodu), konferencje i szkolenia, wspieranie różnych środowiskowych inicjatyw dotyczących bibliotek i czytelnictwa, realizowanie wspólnych publikacji, projektów szkoleniowych, towarzyskich. Szczególną formą więzi stowarzyszenia z BN była wielokrotna unia personalna: kilku przewodniczących SBP przed i po II wojnie światowej to dyrektorzy, członkowie dyrekcji BN lub czołowi kierownicy książnicy narodowej. Specjaliści i bibliotekarze BN byli stale wybierani do władz i organów statutowych tych organizacji, wchodzili w skład sekcji, komisji, zespołów problemowych, rad wydawniczych, komitetów redakcyjnych, programowych, organizacyjnych. Uczestniczyli w opracowywaniu założeń i programów wielkich imprez i projektów rozwojowych. Duże zawodowe środowisko Biblioteki Narodowej było intelektualnym i fachowym zapleczem organizacji bibliotekarskich. Biblioteka Narodowa przez dziesięciolecia zaś gościnnym domem, w sensie przenośnym i dosłownym, kilku, co najmniej, stowarzyszeń. Od kiedy BN uzyskała znośne warunki lokalowe, stała się ważnym centrum bibliotekarskich imprez, spotkań krajowych i międzynarodowych organizowanych przez stowarzyszenia lub wspólnie z nimi, stała się ulubionym miejscem kontaktów bibliotekarzy z całego kraju, punktem kontaktowym ludzi naszego środowiska na mapie Polski. Przeszłość dostarcza wielu przykładów i wzorów tej bliskiej i wartościowej dla bibliotekarstwa krajowego współpracy, dowodów zawodowego partnerstwa i wspólnej troski o poziom polskich bibliotek, ich stały rozwój. Dziś, w roku 2010, te relacje nadal mają miejsce, mimo iż zmieniły się – nie zawsze na korzyść – warunki środowiskowej współpracy, a jej wszyscy partnerzy odczuwają skutki kryzysu i czynionych, nie zawsze trafnie, oszczędności. Są przesłanki do tego, aby oczekiwać, iż Biblioteka Narodowa – wielka instytucja kultury – zachowa swe szanse rozwojowe w przyszłości i pozostanie nadal centrum konstruktywnej, efektywnej i szerokiej międzybibliotecznej współpracy. Bo taka aktywna, przyjazna, otwarta na potrzeby bibliotek i bibliotekarzy, nowoczesna Narodowa jest nam i polskiej kulturze niezmiennie potrzebna. |
| |||