Nr 6/2008 (97), Alternatywnie o Open Access . Artykuł |
Harald von Hielmcrone
| |||
WstępDla większości ludzi Open Access oznacza powszechny, bezpłatny dostęp do światowego dorobku naukowego, co jest oczywiście piękną i przekonującą ideą, znajdującą poparcie wszystkich zdrowo myślących ludzi. Czy są jakiekolwiek powody, aby ją krytykować? Tak, to piękna idea, ale kto zapłaci za jej realizację? Zasady Open Access oznaczają całkowitą reorganizację sposobu finansowania wydawania czasopism naukowych. Pomysł jest taki, aby autorzy artykułów sami płacili za publikowanie swoich artykułów, a nie konsumenci (to znaczy biblioteki) kupując czasopisma. Takie rozwiązanie wydaje się sensowne, gdyż ostatnio ceny prenumeraty czasopism naukowych rosły szybciej niż tempo inflacji. Tak się prawdopodobnie stało, ponieważ wydawcy wykorzystują pozycję monopolisty ustalając ceny, które nie są uzasadnione kosztami produkcji. Uważa się, że jest to szczególnie niesprawiedliwe, ponieważ uczelnie płacą naukowcom za podejmowane przez nich badania naukowe. Jeśli natomiast autorzy mieliby płacić za opublikowanie swoich artykułów, to każdy miałby wolny dostęp do tych czasopism, ponieważ koszty produkcji byłyby już opłacone. Model ekonomicznyZgodnie z modelem Open Access, zamiast obciążać biblioteki kosztami prenumeraty czasopism, pobiera się opłaty od autorów za opublikowanie ich dorobku naukowego, czyli artykułów naukowych. Koszt publikacji w czasopismach open access kształtuje się pomiędzy 1500 a 3000 dolarów. To o wiele więcej niż naukowcy mogliby lub byliby chętni zapłacić z własnych kieszeni, tak więc ich macierzyste instytucje będą musiały pokryć te koszty. Ktoś mógłby powiedzieć, że i tak to instytucja będzie płacić czy to poprzez swoją bibliotekę, czy też poprzez poszczególne wydziały, więc jakie to ma znaczenie? Okazuje się, że ma. Środki finansowe dla bibliotek przyznawane są według możliwości finansowych danej instytucji albo zależnie od tego, ile pieniędzy jest ona gotowa przeznaczyć na ten cel. To od wysokości budżetu zależy, ile czasopism lub baz danych dana biblioteka będzie mogła zaprenumerować. Na ogół wybiera ona najlepsze i najbardziej poszukiwane tytuły. Inne czasopisma są pozyskiwane w drodze wypożyczeń międzybibliotecznych. Przypuśćmy, że model Open Access został całkowicie wdrożony, wtedy koszty zakupu czasopism naukowych ponoszone przez biblioteki zostałyby scedowane na poszczególne wydziały danej uczelni, które płaciłyby za publikowanie prac naukowych swoich pracowników. Pieniądze przeznaczone na te publikacje, w przeciwieństwie do środków finansowych biblioteki, nie mogłyby być odkładane, co w oczach kierownictwa jest rozsądnym posunięciem, ponieważ wysokość funduszy będzie zależeć od wydajności pracy naukowców. Im będą wydajniejsi, tym kosztowniejszy będzie to proces. Każda instytucja może dokonać symulacyjnej kalkulacji kosztów, które by w tym przypadku poniosła. Biblioteka Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu obliczyła, ile by ją kosztowało całkowite przejście na model Open Access[1]. W 2004 r. pracownicy naukowi Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu opublikowali 3450 artykułów. Gdyby zostały one zamieszczone w czasopismach open access wydawanych przez BioMedCentral w 2005 r., kiedy to dzięki dotacjom cena za jeden artykuł wynosiła jedynie 500 dolarów, to kosztowałoby to 1 305 000 euro. W tym samym roku Biblioteka Medyczna Uniwersytetu zapłaciła 1 200 000 euro za prenumeratę czasopism i licencje na korzystanie z baz danych. W 2006 r., kiedy zmniejszono dotacje na publikowanie w BioMedCentral, średnia cena za jeden artykuł wynosiła 1100 euro, czyli Uniwersytet Medyczny zapłaciłby wtedy za publikowanie 3 795 000 euro. Tak więc, za publikowanie w modelu Open Access Uniwersytet zapłaciłby o 2 595 000 euro więcej niż za tradycyjną prenumeratę. Podobne obliczenia przeprowadziła Biblioteka Cornell University w 2004 r. Wykazały one, że gdyby średnia cena za jeden artykuł wynosiła ponad 1100 dolarów, to publikowanie w modelu Open Access opłacane przez autorów kosztowałoby Uniwersytet więcej niż tradycyjna prenumerata czasopism i licencje na korzystanie z baz danych. Ustalenie średniej ceny za jeden artykuł na poziomie 1500 dolarów to dla tej uczelni dodatkowy wydatek rzędu 1 500 000 dolarów[2]. Jak widać z powyższych przykładów, uniwersytety może spotkać nieprzyjemna niespodzianka, jeśli publikowanie w modelu Open Access stanie się powszechne. Struktura motywacyjnaZgodnie z założeniami idei Open Access każdy ma jednakowy wkład w ogólną pulę artykułów i w związku z tym wszelkie obciążenia rozkładają się po równo. Ale tak nie jest. Przodujące instytucje naukowe, w których pracują najlepsi naukowcy mają największy dorobek naukowy, i to na nie spadnie główny ciężar. Jak wskazuje przykład wiedeński, może to być znacznym obciążeniem. Natomiast dla uczelni o małym dorobku, będzie to finansowo korzystne. Wątpliwe, aby korzystny był motywacyjny model preferujący przeciętność. Trudno też w to uwierzyć, że najlepsze instytucje naukowe zaakceptują taki model na dłuższą metę. Prawdopodobnie skończy się na tym, że wiele najlepszych prac będzie w dalszym ciągu publikowanych w tradycyjnych, prenumerowanych czasopismach lub bazach danych. To, jak będzie przebiegać dystrybucja publikacji naukowych pomiędzy tradycyjnymi czasopismami a bazami Open Access prawdopodobnie będzie zależeć od tematyki tych prac oraz od wysokości dotacji na publikowanie w Open Access. Od gospodarki rynkowej do gospodarki planowanejPublikowanie na zasadzie Open Access opiera się na ekonomicznym modelu, który zakłada, że płaci się przede wszystkim za produkowanie, a nie za używanie. Jak wykazuje doświadczenie, spowoduje to zwiększenie produkcji, a także odpowiedni wzrost kosztów. Ponieważ zasoby finansowe większości uczelni są ograniczone, spowoduje to konieczność kontrolowania liczby artykułów, które pracownicy tych uczelni będą mogli opublikować, co będzie się odbywać za pomocą różnych biurokratycznych metod. Można sobie tylko wyobrazić taką sytuację, w której pracowników naukowych obowiązywać będzie limit publikacji lub też specjalne komisje będą decydować, które artykuły zasługują na granty umożliwiające opublikowanie ich. Ostra konkurencja istnieje już w środowiskach naukowych od dawna, a nawet często ma miejsce w ramach tej samej instytucji. Do przewidzenia jest, że zjawisko to będzie się nasilać, jeśli naukowcy będą mogli publikować tylko pod warunkiem otrzymania grantów, które będą prawdopodobnie przyznawane przez ich kolegów i rywali. A jeśli granty na publikacje nie zostaną przyznane, to będą się zaraz pojawiały podejrzenia, uzasadnione lub też nie, że stosuje się cenzurę. W pułapce biedyTe uczelnie, które dysponują ograniczonymi środkami finansowymi, a które będą chciały podnieść swój prestiż naukowy zwiększając liczbę publikacji, znajdą się w pułapce finansowej, ponieważ do kosztów badań naukowych dojdą też koszty publikacji. Może się okazać, że nie będzie ich stać na publikowanie w prestiżowych czasopismach. Naukowcy z krajów rozwijających się lub z krajów znajdujących się w fazie transformacji nie będą mieli możliwości publikowania w drogich, wysoko notowanych czasopismach. Po prostu nie mają na to pieniędzy. Będą musieli publikować w regionalnych repozytoriach Open Access, co nie przyniesie im prestiżu, jaki uzyskaliby publikując w odpowiedniej rangi czasopismach. Kraje rozwijające sięPrawdopodobnie na Open Access skorzystałyby tylko biblioteki i placówki oświatowe w krajach rozwijających się. Pozwoliłoby to im uzyskać dostęp do wiedzy, która która w obecnej sytuacji jest zablokowana ze względów ekonomicznych. A można by było osiągnąć ten sam cel w sposób o wiele tańszy i skuteczniejszy poprzez dotowanie opłat licencyjnych w krajach rozwijających się. WnioskiMożna było przewidzieć, iż rozwój technologii cyfrowych oraz pojawienie się nowych możliwości publikowania w Internecie będzie zachęcać do eksperymentowania z nowymi formami organizowania i finansowania publikacji prac naukowych. Jednak decydując się na model Open Access opowiadamy się za modelem biznesowym, który nie działa na zasadzie rynkowego mechanizmu popytu i podaży. To już nie biblioteka, czyli konsument decyduje, ile ma gromadzić tytułów czasopism, ale robi to wydawca W idealnym modelu Open Access, dzięki któremu czasopisma udostępniane są konsumentowi bezpłatnie, dostarczanie czasopism będzie zależeć od tego, czy wydawcy będą chcieli i mogli pokryć koszty produkcji. Czy to rzeczywiście jest bezpieczny model biznesowy? Raczej nie. Jest mało prawdopodobne, aby ten scenariusz został zrealizowany. Nierówne obciążenie finansowe w przypadku publikowania w modelu Open Access doprowadzi do tego, że będziemy mieli rynek mieszany, obejmujący zarówno Open Access, jak i publikowanie tradycyjne. Uczelnie będą musiały dalej prenumerować tradycyjne czasopisma i bazy danych oraz finansować publikowanie w modelu Open Access wszystkich tych prac naukowych, które nie będą publikowane w tradycyjnych czasopismach. W rezultacie nastąpi wzrost ogólnych wydatków. Jednak może on pozostać niezauważony, ponieważ tradycyjna prenumerata i licencje na korzystanie z baz danych będą opłacane przez biblioteki, podczas gdy koszty publikowania w modelu Open Access będą pokrywane przez poszczególne wydziały. Tak więc całe środowisko naukowe będzie zadowolone, tylko nie kierownictwo uczelni, które będzie musiało zapewnić fundusze zarówno bibliotece, jak i wydziałom. Przekład: Michalina Byra Przypisy[1] BAUER, B. Kommerzielle Open Access Publishing-Geschäftsmodelle auf dem Prüfstand: ökonomische Zwischenbilanz der "Gold Road to Open Access" an drei österreichischen Universitäten. GMS Med. Bibl. Inf. [on-line]. 2006 Vol. 6 nr 3 s.1-15 [dostęp 30 stycznia 2007]. Dostępny w World Wide Web: http://www.egms.de/en/journals/mbi/2007-6/mbi000050.shtml. [2] DAVIS, P. M. (i in.). Report of the CUL Task Force on Open Access Publishing Presented to the Cornell University Library Management Team August 9, 2004. Cornell: Cornell University Library, 2004. Technical Reports and Papers. Series/Report no.: Library Papers and Preprints; 2004-3 (page 11). |
| |||