ebib 
Nr 2/2008 (93), Księgarnie a biblioteki. Artykuł
 poprzedni artykuł następny artykuł   

 


Magdalena Maciąg
EBIB

Katarzyna Zys
EBIB

Rozmowa z Tomaszem Brzozowskim

Założycielem księgarni: "Czuły Barbarzyńca" i "Bambini di Praga"




Magdalena Maciąg: Najpierw "Czuły Barbarzyńca", teraz "Bambini di Praga" - jak się narodziła idea takiego miejsca - połączenia księgarni z kawiarnią, restauracją?

Tomasz Brzozowski: Idea takiego miejsca pojawiła się z potrzeb i z poczucia, że nie ma takiego miejsca, w którym czułbym się tak do końca komfortowo - z pewnością zadziałał tu impuls egoistyczny. "Czuły Barbarzyńca" zrodził się z przekonania, że niezbędnym składnikiem życia są książki, rozmowy, życie towarzysko-literackie, zaś "Bambini di Praga" jest jego dopełnieniem i kontynuacją. "Czuły" jest przedsięwzięciem kameralnym, "Bambini" zaś przedsięwzięciem o dość rozbudowanej formule. Na Pragę przyciągnęła mnie bliskość kina "Praha", no i pasja filmowa. Pojawiły się ciekawe projekty, których realizację ograniczał kameralny charakter "Czułego". Mimo najnowszej techniki, cyfrowych projektorów nie dało się stworzyć niepowtarzalnej atmosfery prawdziwego kina - półmroku takiej profesjonalnej sali kinowej, w której zapada ciemność i jesteśmy tylko my i obraz. Nagle okazało się, że powstaje takie miejsce - nowa "Praha", że jest przestrzeń na działalność kulturalną. I tak pojawiliśmy się my.

M.M.: Czy ma Pan zamiar jakoś wykorzystać fakt sąsiedztwa kina i księgarni?

T.B.: Chciałbym wspólnie z kinem stworzyć taką przestrzeń, w której spędza się dużo czasu, tzn. można przyjść do kina, przejrzeć książki, spotkać się ze znajomymi, zjeść obiad czy śniadanie. Powoli to się udaje; zwłaszcza w weekendy, kiedy zaglądają tu rodziny z dziećmi. Dzieci idą do kina, a rodzice zostają w "Bambini di Praga". W przeciwieństwie do "Czułego Barbarzyńcy", tu ruch zaczyna się raczej popołudniami. Myślę, że to miejsce jest potrzebne, i że prędzej czy później więcej osób zacznie tu zaglądać.

M.M.: Czy "Bambini di Praga" wpisuje się jakoś w działania promujące warszawską Pragę jako ciekawe miejsce?

T.B.: Na razie robimy to, co umiemy najlepiej, czyli prowadzimy księgarnię. Myślę, że w ten sposób będziemy promować praską stronę. Jeśli będziemy mieli dużo do zaoferowania, będą tu miały miejsce ciekawe wydarzenia kulturalne, to ludzie będą do nas zaglądać i zobaczą, że po praskiej stronie także może się dziać coś wartego uwagi. Nie wyobrażam sobie innej metody promowania Pragi, jak poprzez organizowanie ciekawych imprez, które by przyciągnęły ludzi. Mamy na swoim koncie już współorganizację premiery filmu "Rezerwat", teraz negocjujemy pewne przedsięwzięcie z MAXFILMEM - robi się ciekawie, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

M.M.: Coraz częściej pojawiają się takie miejsca, w których siedząc na wygodnej kanapie, przy filiżance kawy, ludzie mogą poczytać sobie książki - nie wydaje się Panu, że te miejsca mogą przejmować rolę czytelni w bibliotekach?

T.B.: Na pewno takie miejsca nie przejmują roli klasycznych czytelni, ale faktem jest, że pojawił się teraz taki trend, zgodnie z którym przestrzenie publiczne stają się miejscem pracy. U nas też często zdarza się, że przychodzą ludzie, siedzą kilka godzin otoczeni książkami, robią notatki. Ewidentnie jest to forma pracy, można powiedzieć, czytelnianej, ale z pewnością nie można bać się, że ludzie przestaną korzystać z bibliotek. "Bambini di Praga" oraz "Czuły" to przede wszystkim kawiarnie, gdzie zwykle panuje gwar, ruch, gra muzyka - nie każdy to lubi i nie każdy umie pracować w takich warunkach. To, co chcielibyśmy osiągnąć jako księgarnia, to taki kontakt z książką, który jest świadomym kontaktem. Jeśli ktoś zamierza kupić książkę, może u nas najpierw ją przejrzeć, przeczytać, porozmawiać o niej z księgarzem - to jest na pewno nasz cel. Nie chcemy "wyręczać" bibliotek czy czytelni w obowiązkach, jakie na nich spoczywają, gdyż to jest już bardziej zaangażowany i zaawansowany kontakt z książką. "Bambini" jest normalną księgarnią, nie dysponujemy np. działem antykwarycznym, czyli siłą rzeczy możemy zaproponować jedynie książki z tzw. pierwszego obiegu, czyli to, co jest obecnie dostępne na rynku. Nie znaczy to, że nie ma tu także swoistych ograniczeń - problemem polskiego rynku, jest brak w ciągłej ofercie klasyki. Sytuacja ta na szczęście się poprawia. My jesteśmy, powiedziałbym, bardziej sojusznikami bibliotek, bo wszyscy mamy na uwadze jeden cel: umożliwić wszystkim zainteresowanym łatwy i jak najszerszy dostęp do książek. My, jako księgarnia, staramy się tak profilować naszą ofertę, by nie powielać ofert innych księgarni, nie dublować list bestsellerów - wręcz przeciwnie - staramy się wyszukiwać takie książki, które naszym zdaniem zasługują na uwagę, na obecność w księgarniach, a są zapomniane, nieodkryte. Są to np. książki wydane nakładem małych wydawnictw, których nie stać na wielką kampanię promocyjną. Takie książki odkrywamy i promujemy przed naszymi czytelnikami.

Katarzyna Zys: Czym charakteryzuje się wasza oferta, co odróżnia was od innych księgarń?

T.B.: Staramy się być mądrą księgarnią, wyczuloną na potrzeby klienta. Pracujemy nad tym, by pomagać klientom przy wyborze książek. W "Bambini" chcemy poszerzyć naszą ofertę o książki albumowe. Na Powiślu nie było możliwości odpowiedniego ich wyeksponowania, pokazania światu, a nam właśnie o to chodzi, by wyszukiwać książki najciekawsze, realizować nawet najtrudniejsze zlecenia klientów na najtrudniejsze do zdobycia tytuły.

M.M.: Czy kiedykolwiek zdarzyło się, że to biblioteka zwróciła się do was z zapotrzebowaniem na jakiś trudno dostępny tytuł?

T.B.: Niestety bardzo rzadko i sporadycznie, nad czym boleję. Z bibliotekami mamy kontakt raczej okazjonalny - od czasu do czasu współpracujemy, z racji bliskości na Powiślu, z dwoma bibliotekami szkolnymi. Niestety często nasze kontakty sprowadzają się do pytań, czy nie moglibyśmy wspomóc biblioteki i przekazać jej trochę książek za darmo, bo sytuacja jest, jaka jest...

M.M.: Myśleliście Państwo o rozwinięciu współpracy z bibliotekami w zakresie zdobywania pozycji trudno dostępnych na rynku, takich, których nie mają już hurtownie, bo książka była wydana kilka lat temu i wyczerpał się nakład?

T.B.: Budujemy teraz specjalne oferty i stronę internetową, ale niestety często jest to granica nie do przeskoczenia, bo biblioteki zaopatrują się głównie w hurtowniach, a my jesteśmy księgarnią, czyli następnym ogniwem w tym układzie pokarmowym. Najczęściej realizujemy sporadyczne zlecenia bibliotek na pojedyncze tytuły.

M.M.: Podobno ma Pan zamiar otworzyć filię księgarni w Londynie? Znane są już bliższe palny tego przedsięwzięcia?

T.B.: Będzie to przedsięwzięcie raczej kameralne, metrażowo podobne do "Czułego", taka rzecz romantyczno-heroiczna, próba nawiązania kontaktu i próba przedłużenia obecności księgarni "Orbis Books". Jeśli dobrze wszystko się ułoży, od jesieni zamierzamy już tam być z naszym przyczółkiem.

K.Z.: Czy mają się tam znaleźć książki głównie w języku polskim czy angielskim?

T.B.: Oczywiście będą tam książki w języku polskim, lecz chciałbym bardzo zmienić taki akcent na rodzaj akcji środkowoeuropejskiej, żeby to miejce nie kojarzyło się tylko i wyłącznie z kulturą polską. Przecież "Czuły Barbarzyńca" jest czeski. Chcielibyśmy też zachować tę wielokulturowość w filii londyńskiej, żeby każdy znalazł tam swoje miejsce. Rozmawiałem z wieloma osobami, które mają do czynienia z literaturą na rynku brytyjskim i wbrew pozorom nie czują się one zbyt komfortowo, są zagubione. Rynek brytyjski uległ konsolidacji korporacyjnej. Małe wydawnictwa w zasadzie pobankrutowały lub zostały wykupione przez duże grupy wydawnicze, gigantów z solidną marką, stąd na rynku panuje swoista bezduszność i wielu pisarzy, których miałem okazję poznać, nawet tych nowo mianowanych do nagrody Booker'a, jest zagubionych w tym chaosie. Zależy mi, aby to nowe miejsce było też dla nich, by mogli tam się odnaleźć. Nie chcę, by ta księgarnia była kojarzona z jakimś polskim gettem w stylu "kawiarnia dla Polaków" i "po polsku". Wręcz przeciwnie: kawiarnia dla wszystkich - chcę pokazać całą dynamikę kultury polskiej, to, że nasza kultura jest otwarta, świadoma siebie, zna swoje zalety, słabości, historię... Jest także naznaczona taką rozpaczliwą nieciągłością: coś ważnego zaczynało się budować, tworzyć i nagle przychodziło jakiejś załamanie, kataklizm. Teraz mamy szansę zaangażować się w projekt, który ma kilkadziesiąt lat tradycji i zależy nam, by go dalej rozwijać.

K.Z.: Mówi Pan, że "Czuły" i "Bambini" są księgarniami ambitnymi, które dążą do tego, by ulepszyć coś w codziennym życiu - czy na przykład, włączają się Państwo w propagowanie czytelnictwa? Czy prowadzicie Państwo jakieś akcje zachęcające dzieci i młodzież do rozwijania pasji czytania?

T.B.: W "Bambini di Praga" prowadzimy naszą akcję "czułe czytanki", czyli cotygodniowe spotkania z literaturą. Myślę, że najskuteczniejsza z możliwych forma propagowania czytelnictwa to praktyka czytania. Nie wierzę, z całym szacunkiem, w takie akcje jak "Cała Polska czyta dzieciom". Kiedy widzę w telewizji przed Wiadomościami znaną twarz, która namawia mnie do czytania - to ja temu przekazowi nie wierzę. Moim zdaniem spoty reklamowe raczej nie służą promowaniu czytelnictwa. Pasja czytania to nawyk, który powinien być zaszczepiony już w okresie wczesnego dzieciństwa. Wielką rolę odgrywają tu rodzice, których zadaniem jest zaszczepienie dziecku pasji czytania. Nie mówię, że nie powinno być takich akcji jak "Cała Polska czyta dzieciom", tylko że fundamentalne dla przekazywania czytania jest czytanie przez rodziców.

K.Z.: Nie każde dziecko ma szczęście mieć takich rodziców i co wtedy?

T.B.: Wtedy właśnie trzeba wychować rodziców i my, jako księgarnia, staramy się to robić. Jeśli organizujemy "czułe czytanki", to staramy się wyjść z ofertą także do rodziców lub zmusić ich, by znaleźli się w sytuacji czytania. Nie można wyrobić w dziecku nawyku czytania tylko przez pytania typu: dlaczego nie czytasz?, bo dziecko nam odpowie: bo ty nie czytasz. Takie praktyki do niczego nie prowadzą. Dziecko obserwuje dorosłych, chce ich naśladować, dlatego też ważne jest, by rodzic siadł i poczytał też coś sam dla siebie. Dużą rolę na pewno odgrywa tu też nauczyciel polonista - tak było na przykład w moim przypadku, gdy na lekcjach języka polskiego analizowało się utwór literacki od deski do deski. Dobrym przykładem jest książka Stanisława Lema Wysoki Zamek, w której jest opisane wkraczanie dziecka w świat dorosłych, ale i w świat literatury, świat czytania. Dziecko zawsze naśladuje dorosłych, dlatego myślę, że dobra, rodzinna biblioteka i rodzice, którzy nie stronią od literatury, to podstawy wypracowania nawyku czytania. Z drugiej strony ważne jest także to, co się czyta, czyli poza samą chęcią czytania, musi pojawić się dobry tekst. Z mojego punktu widzenia, z czytaniem nie jest wcale tak źle - znikają jedne formy, na ich miejsce pojawiają się nowe, jak np. blogi internetowe, które też są przecież formą czytania, komentowania.

M.M.: Czy planują coś Państwo z okazji Światowego Dnia Książki?

T.B.: Mamy kilka pomysłów, ale jeszcze nie wiemy, który z nich dojdzie do skutku. Przed nami bardzo trudne zadanie: jak pokazać, że czytanie jest sexy. U nas w Polsce nie ma takiej tradycji obchodzenia tego święta, jak np. w Hiszpanii. Mamy zamiar wydać książkę meksykańskiego autora, której roboczy tytuł brzmi W powodzi książek. Jest to niezwykle ciekawy esej, który opisuje cały ten koszmar współczesnego czytelnika, czyli nadmiar książek, nadmiar tytułów, taki rodzaj panicznego zagubienia w świecie literatury. Być może będziemy się starać zaprosić do nas tego autora.

We wszystkich naszych działaniach staramy się robić raczej rzeczy skromniejsze, ale konkretne, jak chociażby wspomaganie bibliotek. Mamy taką zapprzyjaźnioną bibliotekę szkolną w miejscowości Szczecinek na Pomorzu, której wysyłamy co jakiś czas książki. Myślę, że wspomogliśmy ich już ok. 1 000 książek. Uważam, że nie można zbawić wszystkich, dobrze, jeśli zbawi się choćby jedno.

M.M.: Jak Pan, jako księgarz, ocenia obecny stan czytelnictwa w obliczu rozwoju nowych technologii, nowych form czytelniczych?

T.B.: Nasze księgarnie przyciągają nietypowych ludzi. Z mojego punktu widzenia panuje obecnie gorączka intelektualna, a my jesteśmy w raju czytelniczym. Wydaje mi się, że spłaszcza się trochę rynek wydawniczy, jest mniej ciekawych pozycji, ale tak to już chyba jest, że raz są lepsze lata dla literatury, raz gorsze. Martwi mnie bardzo ciągły niedobór klasyki, która powinna przecież stanowić fundament, do którego możemy się odnosić, czerpać z niego. Jest to widoczne, zwłaszcza gdy się popatrzy na rynek włoski, brytyjski czy francuski. Tam klasyka jest dostępna w każdym rodzaju: w wydaniu kolekcjonerskim, w wydaniu kieszonkowym dla studentów, w twardej, miękkiej oprawie itp. U nas jest to trochę zaniedbane. Wynika to chyba z tego, że wydawnictwa czują się u nas niepewnie i liczą głównie na duży i szybki zysk ze sprzedaży hitów, a wiadomo, że inwestowanie w klasykę nie zwróci się tak szybko. Gdy jestem w księgarniach za granicą i widzę półki z klasykami, wydane dwujęzycznie np. we współczesnym języku włoskim i starowłoskim, to aż serce mi się kraje, że my nie mamy tak wydanych nawet dzieł Kochanowskiego czy Reja. Wydawcom brak takiej wizji i mądrości, przeświadczenia, że na nich także spoczywa obowiązek wychowania czytelników, poprzez wydawanie nie tylko hitów, ale przede wszystkim klasyków literatury. Moim zdaniem, jeśli kraj nie ma dostępnych dzieł klasyków tak od razu, można mówić o katastrofie kulturowej.

M.M.: Jacy ludzie tworzą personel obu księgarni?

T.B.: Zarówno w "Czułym", jak i w "Bambini" pracują ludzie zainteresowani literaturą. Są osoby wykształcone: po socjologii, po filozofii - ale według mnie najważniejsze jest to, żeby mieli swoje zdanie i punkt widzenia na literaturę i tym samym umieli doradzić czytelnikowi, porozmawiać z nim rzeczowo. Myślę, że każdy, kto do nas przychodzi, wyjdzie usatysfakcjonowany - zarówno uczeń podstawówki, jak i profesor.

M.M.: Dziękujemy za rozmowę.

 Początek strony



Rozmowa z Tomaszem Brzozowskim : Założycielem księgarni: "Czuły Barbarzyńca" i "Bambini di Praga" / Magdalena Maciąg, Katarzyna Zys// W: Biuletyn EBIB [Dokument elektroniczny] / red. naczelny Bożena Bednarek-Michalska - Nr 2/2008 (93) marzec. - Czasopismo elektroniczne. - [Warszawa] : Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich KWE, 2010. - Tryb dostępu: http://www.ebib.info/2010/93/a.php?maciag_zys. - Tyt. z pierwszego ekranu. - ISSN 1507-7187