 |
Na pytanie sformułowane w tytule odpowiedź może być prosta. Na utrzymanie bibliotek publicznych wydaje się z każdym rokiem coraz mniej pieniędzy i to zarówno z budżetu państwa, jak i z budżetów samorządów lokalnych. Dane pochodzące z Głównego Urzędu Statystycznego (Kultura 2000) nie pozostawiają co do tego najmniejszych wątpliwości. Udział wydatków bieżących z budżetu państwa na kulturę i sztukę wynosił w 2000r. 0,40 % i prawdę mówiąc już mniejszy być nie może. Na pozyskiwanie środków z gier hazardowych, czy też z odpisów podatkowych proponowanych przez ministra Andrzeja Celińskiego przyjdzie poczekać i na zdrowy rozum nie ma powodów by pomysły te odrzucać. Chyba, że minister finansów będzie innego zdania. Zwłaszcza w sytuacji realiów finansowych ostatnich trzech lat. W 1998, 1999 i 2000 roku wydatki z budżetu państwa na biblioteki publiczne wynosiły w stosunku do całości wydatków na kulturę (w procentach): 17,20; 15,44; 12,63, zaś to, co wysupłały samorządy lokalne wyniosło odpowiednio: 28,51; 25,72; 24,59. Widać z tego wyraźnie, że jakkolwiek powoli - udział bibliotek w rządowym i samorządowym budżecie kultury systematycznie spada.
Jeżeli przyjrzymy się strukturze wydatków budżetu państwa na kulturę to ilustruje ona pewną hierarchię instytucji uznawanych za najważniejsze. Zatem w 2000 roku najwięcej pieniędzy przeznaczono na muzea (26,47%), a wliczając do tych wydatków koszty konserwacji zabytków (14,61%) otrzymujemy kwotę 41,08%. Na drugim miejscu znalazły się teatry, opery i operetki (20,0%), a dopiero na trzecim miejscu biblioteki (12,63%).
Zupełnie inaczej rozłożyły się wydatki samorządów terytorialnych. Najwięcej środków wydano na utrzymanie domów kultury, klubów i świetlic (29,7%) oraz na biblioteki publiczne (24,6%). Najmniej, co oczywiste, pochłonęły instytucje filmowe (0,06%) oraz estrady (0,21%).
Z danych GUS wynika niezbicie, że teraźniejszość i przyszłość bibliotek publicznych zależy od kondycji materialnej samorządów lokalnych. Środki z budżetu państwa powinny mieć charakter wspomagający i interwencyjny, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy wydatki na biblioteki przekraczają możliwości budżetowe samorządów. Dotyczy to między innymi działań zmierzających do modernizacji bibliotek, głównie ich komputeryzacji, dostępności do Internetu, zwiększenia zakupów nowości wydawniczych, w tym materiałów audiowizualnych i dokumentów elektronicznych.
Materiały audiowizualne stanowią nikłą część zbiorów (4,56%). Jeszcze mniej (0,01%) stanowią dokumenty elektroniczne. Jeżeli chodzi o zbiory audiowizualne to widać duże dysproporcje między poszczególnymi województwami. Od 10,76% w województwie śląskim, do 1,99% w województwie łódzkim. Podobne dysproporcje występują w zaopatrzeniu bibliotek w książki i czasopisma. Licząc na 1000 ludności w województwie zachodniopomorskim kupiono w 2000 roku 4154 książek, zaś w województwie opolskim 3195.
Malejące nakłady na kulturę i sztukę w tym również na biblioteki w budżecie państwa i budżetach samorządowych wypada porównać z wydatkami na tę dziedzinę w gospodarstwach domowych. W 2000 roku udział tych wydatków zmniejszył się w porównaniu z rokiem ubiegłym (3,6%) i wyniósł 3,2%. Przeliczając to na złotówki wydatki na zakupy artykułów i usług kulturalnych wyniosły 229,56 zł na osobę i były w porównaniu z rokiem ubiegłym o 9 zł niższe.
W strukturze wydatków na kulturę i usługi w tej dziedzinie na pierwszym miejscu znalazły się opłaty za abonament radiowy i telewizyjny (11,50%), opłaty za telewizję kablową (11,50%), kupno gazet i czasopism (18,40%). Na książki wydano 4,76%. W porównaniu z rokiem 1998 we wszystkich tych działach, z wyjątkiem opłat za telewizję kablową nastąpił spadek i to we wszystkich grupach społecznych, od rolników do kupców i przemysłowców. Uderzający jest spadek zakupów książkowych, o prawie 2,5%. Wyłączywszy podręczniki w przeciętnym gospodarstwie domowym w ciągu roku wydano na książki 10,92 zł. Przeciętna cena książki wynosiła w tym czasie 20,25 zł, dlatego można przyjąć, że w przeciętnym gospodarstwie domowym kupiono pół książki. Najmniej, bo tylko 1,44 zł wydano w gospodarstwach domowych rolników, najwięcej (19,68 zł) w gospodarstwach osób pracujących na własny rachunek. Jakby nie liczyć nawet ci, którzy uchodzą za lepiej sytuowanych niż, np. bibliotekarze nie kupili całej książki.
Prawie czterokrotnie więcej wydaje się w gospodarstwach domowych na podręczniki szkolne i inne wydawnictwa edukacyjne (39,96 zł). W porównaniu z rokiem 1999 jest to wzrost o prawie 7 zł. Nawet w gospodarstwach rolniczych, gdzie prawie nie kupuje się literatury pięknej na podręczniki wydano 44,16 zł na osobę. W porównaniu z gospodarstwami pracowniczymi (49,08%) i pracujących na własny rachunek (58,08%) nie jest to mało. Trudno dociec, ale jest wielce prawdopodobne, że wydatki na podręczniki wiążą się z reformą szkolnictwa, która spowodowała wydawanie licznych tytułów podręcznika do jednego przedmiotu oraz uniemożliwiła korzystanie z podręczników używanych.
Wydatki na pomoce edukacyjne dowodzą, że zarówno dzieci jak i młodzież uczą się nadal z książki drukowanej. Dokumenty elektroniczne, materiały audiowizualne upowszechniają się bardzo powoli. W 2000 roku komputer miało 14,3% gospodarstw domowych, 18,6% w miastach, i 6,5% na wsi. Komputer z dostępem do Internetu był obecny tylko w 5,1% gospodarstw domowych, z tego 6,9% w miastach i 1,8% na wsi.
Nie lepiej przedstawia się stan komputeryzacji w bibliotekach publicznych. Choć sytuacja zmienia się, zwłaszcza w niektórych bibliotekach w ciągu kilku miesięcy, zwłaszcza tam gdzie biblioteki uczestniczą w programach międzynarodowych, to w dalszym ciągu tylko 10% ogółu bibliotek można uznać za wyposażone w sprzęt elektroniczny, z tego połowa może się pochwalić dostępem do Internetu dla czytelników. Komputeryzacja bibliotek publicznych jest w powijakach, książek kupuje się żenująco mało (5,5 książki na 100 mieszkańców), ale efekty działania bibliotek są całkiem niezłe. Po prostu, dlatego że ludzie muszą i chcą korzystać z ich usług. Tak więc wzrasta liczba czytelników, wypożyczeń materiałów bibliotecznych oraz świadczonych przez biblioteki usług informacyjnych. Audytorium biblioteczne liczy ponad 7 mln osób, co stanowi ponad 20% ogółu ludności Polski. Oprócz zarejestrowanych czytelników są tacy, którzy wpadają do biblioteki na chwilę, by coś sprawdzić w encyklopedii, w bazie bibliograficznej, w słowniku i informatorze albo na mapie. To są tysiące użytkowników, których nie uchwyci żadna sprawozdawczość. I to właśnie oni, ich potrzeby wpływają na zmiany organizacyjne w bibliotekach. To dla nich powinno się kupować najnowsze encyklopedie, słowniki, kompendia wiedzy, informatory i mapy. To dla nich dostęp do Internetu jest nieodzowny.
Wśród korzystających z bibliotek publicznych najliczniejszą grupę czytelników i użytkowników stanowią uczący się. Przybywa również z każdym rokiem studentów, którzy stanowią już prawie 10% ogółu. Potrzeby tej grupy są, co oczywiste wielce zróżnicowane, od humanistyki po ekonomię. Biblioteki w miarę swoich możliwości starają się sprostać tym potrzebom, choć po prawdzie ani Ministerstwo Edukacji Narodowej, ani kuratoria, ani fundacje wspomagające naukę zjawiskiem tym się nie interesują.
Przeciętny czytelnik wypożycza z sieci bibliotek publicznych 20 książek i 19 tytułów czasopism. Byłoby to krzepiące, gdyby nie zróżnicowanie między miastem i wsią. Na wsi likwiduje się najwięcej bibliotek, kupuje najmniej książek, ogranicza prenumeratę czasopism, rezygnuje z kupna kaset, płyt kompaktowych, CD-ROM-ów, bo nie ma odpowiednich odtwarzaczy.
Statystyka GUS odnotowuje spadek frekwencji (7,5%) w kinach, teatrach, na imprezach estradowych, koncertach, choć wiele tych instytucji starało się uatrakcyjnić swój repertuar. Ludzie płacąc za abonament kablowy wolą siedzieć przed telewizorem niż pójść do teatru czy na koncert. Inwestycje biblioteki są niewielkie, ale pożytki z ich działalności odnoszą miliony czytelników. O tej rentowności warto by pamiętali wyborcy, podatnicy, radni i posłowie.
|
 |