ebib 
Nr 6/2008 (97), Alternatywnie o Open Access . Artykuł
 poprzedni artykuł następny artykuł   

 


Richard Poynder

Open Access – pożegnanie recenzowania?


Modelowi Open Access [OA] zarzuca się ostatnio, że doprowadzi do zaprzestania tradycyjnego recenzowania publikacji naukowych, które teraz trafiać będą bezpośrednio do sieci, bez jakiejkolwiek oceny ich jakości. Czy taka sytuacja jest prawdopodobna? Jeśli tak, co to może oznaczać?

Argument o zagrożeniu, jakie OA stanowi dla procesu recenzowania, jest najczęściej wysuwany przez wydawców publikacji naukowych. Jak twierdzą zwolennicy OA, wydawcy robią to nie bez powodu, ale w nadziei, że wszczynając alarm, zdołają stłumić coraz częściej pojawiające się głosy sponsorów badań naukowych, nalegających na wprowadzenie obowiązku darmowego udostępniania w Internecie wszystkich finansowanych przez nich wyników badań. Prawdziwym powodem tej dyskusji, dodają zwolennicy OA, jest po prostu ochrona znaczących korzyści, jakie wydawcy czerpią z publikacji naukowych. Jakkolwiek by nie było, nie ulega wątpliwości, że obecnie wydawcy publikacji z zakresu nauk ścisłych, technicznych i medycznych skłonni są niweczyć inicjatywy takie jak US Federal Research Public Act (FRPAA – ustawy zobowiązującej wszystkie amerykańskie agencje rządowe, których budżet na badania naukowe przekracza 100 milionów dolarów, do darmowego udostępniania w Internecie artykułów powstałych na bazie dotowanych przez nie badań naukowych). Najważniejszym argumentem wysuwanym przez wydawców http://www.pspcentral.org/publications/Collins_letter_5-23-06.doc przeciwko takim inicjatywom jest to, że zaszkodziłyby one obecnemu systemowi recenzowania.

Niezgodne z rzeczywistością

Co wydawcy rozumieją przez recenzowanie? Wikipedia http://en.wikipedia.org/wiki/Peer_review definiuje je jako proces poddawania prac i tez naukowych przedstawionych przez autora ocenie ekspertów z danej dziedziny. Recenzowanie wykorzystywane jest przede wszystkim przez wydawców do selekcji nadesłanych prac oraz przez agencje finansujące prowadzenie badań do podjęcia decyzji o przyznaniu dotacji. Recenzowanie ma powodować, że prace odpowiadają standardom danej dyscypliny i nauki jako takiej. Innymi słowy, kiedy autor przekaże pracę do publikacji w czasopiśmie naukowym, wydawca zwraca się do innych badaczy z dziedziny, której praca dotyczy, z prośbą o ocenę czy warto ją opublikować. Open Access to proces szerokiego udostępniania prac naukowych w Internecie. Istnieją dwa sposoby archiwizowania w OA. Po pierwsze, badacze mogą publikować swoje prace w czasopismach OA, takich jak PloS Biology, które zamiast obciążać czytelników (lub związane z nimi instytucje) kosztami subskrypcji pozwalającej na dostęp do treści czasopisma, pobierają od autorów (lub ich sponsorów) opłaty za opublikowanie pracy. Po drugie, badacze mogą publikować w tradycyjnych, subskrybowanych czasopismach takich jak Nature czy Science, a następnie udostępniać swoje prace w sieci poprzez ich zdeponowanie w repozytorium instytucjonalnym (IR).

Obydwa sposoby – na co zwracają uwagę zwolennicy OA – wymagają procesu recenzowania, zatem twierdzenia wydawców, że publikowanie w OA skutkuje zaprzestaniem oceny jakości, są w istocie niezgodne z rzeczywistością. Niektórzy badacze deponują w repozytoriach preprinty swoich prac, czyli ich wersje przed zrecenzowaniem. Jednak robią to wyłącznie po to, aby wyniki ich badań były szybciej dostępne, a nie by unikać recenzowania. Stevan Harnad, będący zwolennikiem OA, często podkreśla, że OA oznacza wolny dostęp on-line do recenzowanych prac naukowych (opublikowanych po – a czasem przed – zrecenzowaniem), a nie do prac naukowych wolnych od recenzowania http://openaccess.eprints.org/index.php?/categories/3-peer-review. W opiniach wydawców na temat zagrożenia, jakie dla procesu recenzowania stanowi OA, pojawia się także drugi wątek. Wydawcy twierdzą, że jeśli OA zostanie im narzucony, nie przetrwają z powodów finansowych. Uważają, iż nie istnieje stabilny, długofalowy model biznesowy dla publikowania w OA. Ponadto rosnąca liczba prac deponowanych przez badaczy w repozytoriach instytucjonalnych spowoduje, iż placówki naukowe zaprzestaną subskrypcji czasopism. A to zagraża procesowi recenzowania, jeśli bowiem wydawcy znikną z rynku, nie będzie nikogo, kto przeprowadzałby taki proces. Jednakże i te opinie są odrzucane przez zwolenników OA, którzy przypominają, że większość wydawców już przystosowała się do zjawiska auto-archiwizacji. Ponadto nie ma dowodów na to, że auto-archiwizowanie ma negatywny wpływ na subskrypcje czasopism. Nie ma też powodu przypuszczać, że stabilny model biznesowy dla OA nie zostanie wypracowany.

Dalekie od ideału

A jeśli wydawcy rzeczywiście mają rację i OA ostatecznie doprowadzi do rezygnacji z procesu recenzowania? Co to może oznaczać?

Badacze i wydawcy twierdzą, że przywiązują ogromną wagę do recenzowania. Mimo to jest ono dalekie od ideału. Przykładem może być opinia UK Parliamentary Office for Science and Technology (POST) wydana we wrześniu 2000 r., w której stwierdzono, że recenzowanie często postrzegane jest jako z natury konserwatywny proces(...) prowadzący do powstawania koterii recenzentów, którzy chętniej wydają pozytywne opinie o grantach i pracach kolegów z własnego grona niż badaczy spoza grupy http://www.parliament.uk/post/pn182.pdf. Również wydawcy przyznają, że z recenzowaniem wiążą się pewne problemy. W 1997 r. Richard Smith, ówczesny redaktor czasopisma British Medical Journal (BMJ) opisał proces recenzowania jako drogi, powolny, skłonny do stronniczości, podatny na nadużycia, antyinnowacyjny i niezdolny do wykrywania oszustw. Dodał: Wiemy także, iż recenzowane publikacje często są rażąco mierne http://bmj.bmjjournals.com/archive/7111/7111e3.htm. Wydaje się, że wszystko co możemy powiedzieć o procesie recenzowania zamyka się w stwierdzeniu, że nie udało nam się wymyślić niczego lepszego. Kiedy czasopismo Science zdecydowało o wycofaniu wcześniej opublikowanych prac dr. Hwang Woo-Suk (gdy wyszło na jaw, że dr H. Wook-Suk oszukiwał, twierdząc, że udało mu się uzyskać komórki macierzyste ze sklonowanych ludzkich zarodków), konsultantka wydawnictwa – Liz Wagner, powiedziała o recenzowaniu: jest to kiepski system, ale najlepszy, jaki posiadamy http://news.bbc.co.uk/1/hi/sci/tech/4600402.stm.

Próby poprawy systemu recenzowania były już wielokrotnie podejmowane. Jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów stawianych recenzowaniu jest anonimowość recenzentów, a tym samym ich znikoma odpowiedzialność. Taka sytuacja bez wątpienia sprzyja powstawaniu „koterii recenzentów”. Z tego powodu kilku światłych wydawców starało się uczynić ten proces bardziej przejrzystym. W 1999 r. BMJ ogłosił, że zamierza w przyszłości ujawniać autorom nazwiska recenzentów ich prac, w tym także nazwiska wewnętrznych redakcyjnych doradców http://bmj.bmjjournals.com/cgi/content/full/318/7175/4. W 2006 r. także czasopismo Nature uznało, że większa otwartość może pomóc. Przeprowadzono eksperyment, w którym część artykułów poddano tradycyjnemu, anonimowemu recenzowaniu i równocześnie umieszczono je w Internecie, umożliwiając ich komentowanie. Celem eksperymentu było, jak twierdziło Nature sprawdzenie jakości opinii wystawianych podczas otwartego procesu recenzowania w porównaniu z opiniami otrzymanymi w procesie tradycyjnym http://blogs.nature.com/nature/peerreview/trial/.

Zbyt mało zbyt późno?

Eksperyment przeprowadzony przez Nature nie oznaczał, że czasopismo rozważało zaprzestanie recenzowania – po prostu przetestowało tak zwane recenzowanie otwarte. Należy dodać, że recenzowanie otwarte to nie to samo, co OA. Nature nadal pozostaje tradycyjnym periodykiem, działającym w oparciu o subskrypcyjny model publikowania, chociaż zezwala autorom na auto-archiwizowanie opublikowanych w czasopiśmie prac, po sześciu miesiącach od ich wydania. Czy jednak tradycyjne czasopisma takie jak Nature nie są zagrożone, robiąc zbyt mało, zbyt późno a tym samym pozostając w tyle? Ostatnio także czasopisma OA testują nowe sposoby oceniania publikacji naukowych, wybierając znacznie bardziej radykalne rozwiązania. Na przykład jeden z wydawców OA – Public Library of Science – wypuścił nowy periodyk zatytułowany PLoS ONE. Teksty złożone w PLoS ONE podlegają recenzowaniu, ale w nieco złagodzonej formie. Natomiast po opublikowaniu teksty te nadal poddawane są ocenie bezpośrednio w Internecie.

Chris Surridge, redaktor zarządzający PLoS ONE, wyjaśnił podczas rozmowy, że recenzenci współpracujący z PLoS ONE proszeni są o odpowiedź na znacznie prostsze pytanie niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnego recenzowania. Pytanie to brzmi: „Czy ta praca posiada wystarczające walory naukowe, by włączyć ją do ogółu literatury naukowej?”. Kluczową kwestią, dodał Surridge, jest to, że PLoS ONE nie wierzy, iż proces recenzowania powinien zakończyć się w chwili opublikowania pracy. Każda publikacja naukowa z założenia ma wywoływać dyskusję. Staramy się opracować metody, które pozwoliłyby czytelnikom na samodzielne komentowanie publikacji naukowych. Tym, co łączy PLoS ONE i Nature, jest fakt, że obydwa czasopisma eksperymentują z nowymi sposobami recenzowania. Model PLoS ONE znacząco różni się jednak od modelu przyjętego przez Nature. Po pierwsze, recenzowanie poprzedzające publikację jest mniej rygorystyczne. Po drugie, proces otwartego recenzowania nie odbywa się równolegle do recenzowania tradycyjnego, ale dopiero po publikacji. Po trzecie, po opublikowaniu prace należą do OA. Oznacza to, że nie będą dostępne wyłącznie dla subskrybentów.

Szczególnie warto podkreślić ostatni punkt, gdyż z pewnością możliwości eksperymentowania Nature z modelami recenzowania są ograniczone ze względu na zawężony dostęp do prac publikowanych przez to czasopismo. Z tego powodu podejście Nature do recenzowania musi być w oczywisty sposób ostrożniejsze niż ma to miejsce w przypadku czasopisma OA, jakim jest PLoS ONE.Ponadto Nature otwarcie przyznaje, że należy zastanowić się nad pewnymi aspektami tradycyjnego recenzowania – czego dowodem jest udział Nature w toczącej się on-line debacie na ten temat http://www.nature.com/nature/peerreview/debate/index.html .

Gruntowna reforma systemu recenzowania

W związku z powyższym, tradycyjni wydawcy nieustannie wyolbrzymiają znaczenie istniejącego systemu recenzowania, ale jednocześnie zaledwie dotykają istoty problemu. Tymczasem czasopisma OA są w stanie przeprowadzić gruntowną reformę systemu. Jednakże, postawa taka powoduje, że przeciwnicy inicjatyw takich, jak FRPAA łatwo przypisują ruchowi OA działalność zmierzającą do unicestwienia procesu naukowego. Mimo to, im głębiej analizowane są wady tradycyjnego recenzowania, tym częściej pojawiają się głosy, że należy przyjąć bardziej radykalne rozwiązania. Dążąc do poprawy sposobu oceny badań naukowych, grupa brytyjskich naukowców rozpoczęła wydawanie nowego czasopisma OA zatytułowanego Philica http://www.philica.com. W przeciwieństwie do Nature czy PLoS ONE, Philica nie ma redaktorów, a prace publikowane są zaraz po złożeniu do druku, nawet bez pobieżnego ich przejrzenia. Cały proces oceny ma miejsce już po opublikowaniu, a recenzje wyświetlane są na końcu każdej pracy. Celem recenzowania nie jest podjęcie decyzji o publikowaniu pracy bądź nie, ale wskazanie potencjalnemu czytelnikowi jej znaczenia i jakości oraz umożliwienie tym samym łatwego zidentyfikowania publikacji szczególnie popularnych i niepopularnych. Co ważne, podkreśla Philica, takie podejście sprawia, że recenzenci nie mogą hamować rozpowszechniania idei, z którymi się nie zgadzają.

W czasopiśmie Philica proces recenzowania odbywa się anonimowo, przy pomocy oceny wyrażonej liczbą. Na stronie FAQ znajdują się następujące wyjaśnienia: Czytelnicy, recenzując teksty opublikowane w Philica’e, oceniają je według trzech kryteriów: oryginalność, znaczenie i ogólna jakość. Skala ocen wynosi od 1 do 7, przy czym 1 oznacza bardzo słaby, 7 - bardzo dobry, a 4 – prezentujący średni poziom http://www.philica.com/faq.php. Co więcej, inaczej niż PLoS ONE, Philica nie obciąża autorów opłatami za publikacje. Jest to możliwe, jak wyjaśniono za pośrednictwem FAQ, gdyż ogólne koszty wydawnicze są minimalne. Philica może być dostępna dla wszystkich, jednocześnie zachowując wszelkie przywileje czasopisma recenzowanego. Dzieje się tak dzięki otwartemu i prowadzonemu on-line procesowi pozyskiwania i oceniania tekstów.

Philica to nie jedyna nowatorska inicjatywa. Podobne założenia zostały przyjęte przez Naboj (od redaktora http://www.naboj.com/), który korzysta z narzędzia zwanego systemem dynamicznego recenzowania. Zbudowany na wzór systemu stosowanego przez Amazon, Naboj pozwala użytkownikom oceniać zarówno artykuły, jak i recenzje tych artykułów. Zgodnie z założeniem, przy odpowiedniej liczbie użytkowników i recenzentów taki połączony proces powinien pokazać, który z systemów recenzowania jest lepszy. Obecnie użytkownicy narzędzia Naboj mogą oceniać jedynie preprinty z dziedziny fizyki zebrane na popularnym serwerze arXiv.org, ale istnieją plany objęcia tym sposobem recenzowania także prac z innych otwartych archiwów, w tym z rosnącej liczby repozytoriów instytucjonalnych.

Podobnie jak ma to miejsce w przypadku czasopisma Philica, celem nie jest podjęcie decyzji, czy praca powinna zostać opublikowana, ale uczenie czytelników rozpoznawania jakości rosnącej liczby publikacji naukowych dostępnych on-line, bez względu na to czy były recenzowane w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Zatem, nawet jeśli proces recenzowania przeniósłby się z okresu przed opublikowaniem pracy na okres po jej wydaniu, wciąż pozostanie recenzowaniem. Należałoby także pokreślić, że Naboj nie pretenduje do miana czasopisma OA, ale narzędzia internetowego, które pomaga ludziom znaleźć użyteczne prace naukowe. Stanowi raczej element uzupełniający stale rosnącą liczbę literatury OA niż alternatywny model czasopisma naukowego. Gros czasopism OA – na przykład większość publikowanych przez dwóch najważniejszych wydawców OA: BioMed Central oraz Public Library of Science – wciąż praktykuje recenzowanie prac przed ich opublikowaniem. Niemniej jednak znaczenie takich inicjatyw, jak PLoS ONE czy Philica wydaje się być oczywiste.

Komplikując już skomplikowany stan rzeczy

Przedstawione powyżej inicjatywy, według zwolenników OA, komplikują i tak już bardzo złożoną sytuację oraz prowadzą do wielu nieporozumień dotyczących związku pomiędzy OA a recenzowaniem. Stało się to szczególnie widoczne, kiedy Associated Press opublikował wiadomość o czasopismach PLoS ONE i Philica. Jak ma to zwykle miejsce w przypadku informacji podawanych przez AP, artykuł trafił do wielu gazet i w każdym kolejnym wydaniu opatrzony był coraz bardziej alarmującym nagłówkiem. The Desert Sun zatytułował artykuł: Czasopisma on-line zagrażają systemowi naukowego recenzowania: strony internetowe publikują prace bez lub po pobieżnej weryfikacji, The Gainesville Sun opublikował go pod tytułem: Publikowanie on-line zagrożeniem dla recenzowania, a The Monterey Herald – Czasopisma naukowe omijają recenzowanie, szukaj w sieci.

Czy taka praktyka to dowód beztroski redaktorów czy szerzącej się paranoi? http://www.earlham.edu/~peters/fos/2006_10_01_fosblogarchive.html – pyta w swoim blogu poirytowany Peter Suber, rzecznik OA. Prawda przypuszczalnie leży pośrodku. Całe zamieszanie sprzyja naturalnie wydawcom gotowym zdławić w zarodku wszelkie propozycje wprowadzenia obowiązkowego archiwizowania w OA, ponieważ wiele osób dochodzi do wniosku, że OA rzeczywiście stanowi poważne zagrożenie dla procesu naukowego.

Paranoja sięgnęła szczytu, gdy artykułem z AP zainteresowała się harwardzka gazeta uczelniana The Harvard Crimson i zamieściła na swoich łamach mętnie napisany wstępniak zatytułowany Zostawić naukę w wersji drukowanej http://www.thecrimson.com/article.aspx?ref=514719. Zawarto w nim ostrzeżenia mówiące o tym, iż pojawienie się takich czasopism, jak PloS ONE grozi powstaniem bagna, z którego nauka może się już nie wydostać. Badania będą się dublować, komunikacja stanie się niesprawna, a cały proces naukowy będzie stopniowo zwalniał, aż do zupełnego zastoju(…) [ponieważ] (…) badacze nie będą w stanie sprawdzić czy warto poświęcać czas na zapoznanie się z nowymi odkryciami i eksperymentami. Spędzą mnóstwo czasu, brnąc przez grząski grunt niewiele wartej nauki, zanim znajdą naprawdę interesującą pracę. Według P. Subera artykuł w The Harvard Crimson zawiera przynajmniej dwa poważne błędy. Po pierwsze, myli otwarte recenzowanie z brakiem recenzowania. Po drugie, zakłada, że wszystkie czasopisma dostępne wyłącznie w wersji on-line (OA oraz te oparte na subskrypcji) korzystają z otwartego recenzowania, a zatem – tradycyjne recenzowanie związane jest z drukowaniem czasopism.

Nieuniknione

Dla tych, którzy chcieliby oglądać triumf OA, całe to zamieszanie jest niezmiernie frustrujące. S. Harnad sugeruje, że zwolennicy OA powinni nalegać na oddzielenie dyskusji o zreformowaniu systemu recenzowania od dyskusji o OA. Zgadza się z twierdzeniem, że system recenzowania może być bardziej efektywny, a jednocześnie stoi na stanowisku, że wszelkie dyskusje o jego zreformowaniu nie powinny być łączone – lub zmierzać w kierunku – OA, który zapewnia swobodny dostęp do literatury recenzowanej, jeśli to można nazwać recenzowaniem. P. Suber ostatnio zauważył, że łączenie tych dwóch spraw wydaje się jednak nieuniknione – nie tylko z powodu ogólnego zdezorientowania, ale dlatego, że pomiędzy OA a różnymi modelami recenzowania istnieje wiele interesujących zależności, które można by zbadać http://www.earlham.edu/~peters/fos/2006_09_17_fosblogarchive.html. Dobry przykład stanowią działania podejmowane w tym zakresie przez Los Alamos National Laboratory, o czym wspomniał Herbert Van de Sompel podczas odbywającej się na łamach Nature debaty poświęconej recenzowaniu.

Wspomniane zależności wynikają z faktu, że kiedy prace zostają swobodnie udostępnione w Internecie, rodzi się znacznie więcej możliwości. Z tego powodu niektórzy uważają, iż reforma systemu recenzowania i OA nierozerwalnie się ze sobą łączą. Zwrócił na to uwagę Andrew Odlyzko, matematyk kierujący University of Minnesota’s Digital Technology Centre, odpowiadając S. Harnadowi na łamach American Scientist Open Access Forum: Myślę, że poszedł pan za daleko, twierdząc, że Open Access nie ma nic wspólnego z recenzowaniem (...) Dla wielu (także i dla mnie) Open Access (prócz innych rzeczy) ułatwia ewolucję w kierunku lepszego systemu recenzowania http://listserver.sigmaxi.org/sc/wa.exe?A2=ind06&L=american-scientist-open-access-forum&F=l&S=&P=79148. Jak widać, to nie przypadek, że wydawcy OA zaczynają dążyć do reformy systemu recenzowania. Zresztą, jak zauważył redaktor naczelny magazynu Wired – to, że Internet zmieni sposób przeprowadzania recenzji, wydaje się być nieuniknione, zwłaszcza w sytuacji, kiedy drukowane publikacje naukowe muszą posiadać ograniczenia objętościowe (liczba stron).W środowisku sieciowym ten problem nie istnieje. Zatem, o ile w przypadku klasycznego recenzowania podejmowana jest decyzja czy w daną pracę warto inwestować (biorąc pod uwagę ograniczone środki finansowe), o tyle w świecie on-line taka decyzja nie jest konieczna, a drzwi do publikowania stoją otworem.

Selekcja i klasyfikacja

W rzeczywistości internetowej problem nie polega na tym czy praca ma się ukazać, ale jak selekcjonować i klasyfikować potężny napływ publikacji naukowych. Należy podkreślić, że nie ma żadnych ograniczeń w dostępie do prac badawczych. Koniec końców, Internet i tak wypełni się bezwartościowymi publikacjami naukowymi bez względu na system recenzowania. Kwestią priorytetową stanie się zaznaczanie prac godnych uwagi i odróżnianie ich od tych bezwartościowych, a nie decydowanie, które prace opublikować. Należy pamiętać, jak twierdzi A. Odlyzko, że recenzja nigdy nie jest ostateczną oceną pracy: Nie gwarantuje ani jej poprawności, ani znaczenia, ani też oryginalności. Jedynie częściowo je zapewnia. Ostateczna weryfikacja ma miejsce po upływie dziesięcioleci (a czasami nawet stuleci), kiedy badacze na powrót sięgają do dawniej opublikowanych prac i dokonują ponownej oceny ich użyteczności.

Obecnie jednak najciekawszą kwestią wydaje się być nie to, kiedy i jak osiągnięcia naukowe są oceniane, ale kto to robi. Jak przypomina nam Ch. Anderson, w Internecie pojawił się nowy rodzaj recenzowania – taki, w którym recenzent zaczyna raczej oznaczać każdego czytelnika niż profesjonalistę równego autorowi. Kiedy na przykład mowa jest o serwisach peer-to-peer, zwykle nie chodzi o serwisy umożliwiające komunikowanie się naukowców [gra słów; proces recenzowania to „peer review”, natomiast „peer” oznacza osobę o takiej samej pozycji, np. w świecie naukowym – przyp. tłum.]. Czy możemy zatem zakładać, że publikacja naukowa zawsze będzie oceniana przez naukowców? A jeśli nie, czy ma to jakieś znaczenie? Ch. Anderson zauważa, że współtwórcy Wikipedii nie muszą posiadać doktoratu, ani nawet żadnego stopnia naukowego: oceniana jest wartość ich prac, bez względu na to, kim są autorzy i w jaki sposób zdobyli wiedzę. Współtworzący Wikipedię mogą usuwać lub publikować hasła opracowane przez ekspertów.

Kontrowersyjne badania przeprowadzone przez Nature w 2005 r. wykazały, iż poziom haseł Wikipedii jest tylko nieznacznie niższy od poziomu tych zamieszczonych w skarbnicy wszelkiej wiedzy, jaką jest Encyclopaedia Britannica. A wszyscy ci, którzy uważają, że przedstawiciele elity intelektualnej powinni być oceniani wyłącznie przez osoby o takim samym statusie naukowym, z pewnością poczują się sfrustrowani konsekwencjami, jakie przyniósł pełen błędnych informacji i samozadowolenia wstępniak zamieszczony w The Harvard Crimson. Nawet elity intelektualne czasami plotą bzdury i nie trzeba być specjalistą, by to dostrzec.

Szerzący nieprawdziwe informacje, powtórzone potem bezmyślnie przez pismaków z Harvarda, zwolennicy tradycyjnego recenzowania niewątpliwie także poczują się niezbyt miło ze względu na porównanie dotyczące oceny literatury naukowej, jakim posłużono się we wstępniaku. Dostać się na Harvard jest trudno, bardzo trudno – chwalą się autorzy wstępniaka. Każdego roku cerberzy z Byerly Hall oceniają tysiące kandydatów według ich zasług, nierzadko odrzucając ustaloną liczbę studentów. Jednak opublikowanie artykułu w Science czy Nature, obecnie najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych, jest często znacznie trudniejsze. Na stronie internetowej The Harvard Crimson ktoś (ewidentnie niechętny istniejącemu systemowi recenzowania) zamieścił taki komentarz: Ponieważ większość ludzi z Harvardu jest dobrze ustawiona i ich prace mogą być publikowane bez względu na merytoryczną zawartość, dlatego przypuszczalnie obawiają się systemu recenzowania opartego wyłącznie na ocenie wartości pracy http://www.thecrimson.com/article.aspx?ref=514719.

Żegnaj, cerberze?

Zatem, czy OA, to pożegnanie tradycyjnego recenzowania? Przypuszczalnie tak. Wobec tego, czy ma to jakieś znaczenie? Prawdopodobnie nie. Tak naprawdę czasopisma OA starają się poszukiwać doskonalszych sposobów oceniania artykułów, a nie unikać oceny prac w ogóle. Zjawisko to można przedstawić następująco: sposób recenzowania przyjęty przez tradycyjne czasopisma ustępuje miejsca licznym nowym modelom oceniania. Modele te lepiej przystają do środowiska on-line i oferują bardziej efektywne sposoby ewaluacji osiągnięć naukowych. Na szczególne podkreślenie zasługuje wymóg wolnego udostępnienia publikacji naukowych w Internecie, co jest głównym założeniem ruchu OA.

Debata wokół problemu recenzowania wykazała także, iż tradycyjni „cerberzy” nie mogą zakładać, że w środowisku internetowym ich rola pozostanie niezmieniona. Kiedy rozmawiałem z Jayem Rosenem, profesorem dziennikarstwa na New York University, zauważył on, że wiele tradycyjnych metod postępowania wychodzi z użycia. Skutkiem tego, dodał, wszelkie monopole wiedzy – i zbudowane na nich autorytety – zaczynają blaknąć. Innymi słowy, specjaliści oraz organizacje sprawujące kontrolę nad instytucjami społecznymi i strukturami władzy, będą musiały wytłumaczyć się z posiadanych praw i przywilejów albo je utracą. Nie ulega wątpliwości, że dotyczy to wydawców naukowych, przekonanych o niezbywalnym, wyłącznym prawie decydowania o sposobie publikowania artykułów naukowych; klik recenzentów uważających, że jedynie oni powinni orzekać, które prace naukowe będą publikowane oraz dziennikarzy uznających, że w świecie blogów internetowych zdolni są zachować monopol na przekazywanie informacji.

Kto wie, być może to tylko kwestia czasu, kiedy „cerberzy” z Byerly Hall oraz ich koledzy z Ivy League zorientują się, że ich wyjątkowe prawo do oceniania zasług naukowych straciło rację bytu.

Tłumaczenie: Joanna GRZEŚKOWIAK

Tekst pochodzi z blogu Richarda Poyndera, Open and Shut? [on-line]. 15 października 2006 r. [dostęp 31 maja 2008]. Dostępny w World Wide Web: http://poynder.blogspot.com/2006/10/open-access-death-knell-for-peer.html.

Przedruk za zgodą autora na licencji CC 2.0 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 2.0 Ogólny

 Początek strony



Open Access – pożegnanie recenzowania? / Richard Poynder// W: Biuletyn EBIB [Dokument elektroniczny] / red. naczelny Bożena Bednarek-Michalska - Nr 6/2008 (97) sierpień/wrzesień. - Czasopismo elektroniczne. - [Warszawa] : Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich KWE, 2010. - Tryb dostępu: http://www.ebib.info/2010/97/a.php?poynder. - Tyt. z pierwszego ekranu. - ISSN 1507-7187