EBIB 
Nr 2/2003 (42), Digitalizacja i narodowe zasoby elektroniczne - projekty i strategie. Artykuł
 Poprzedni artykuł Następny artykuł   

 


David Pearson
Wellcome Library

Digitalizacja - czy istnieje jakaś strategia?


Pogląd, że żyjemy w czasach wielkich zmian w sposobach przekazywania informacji i transmisji tekstów jest truizmem, który większość specjalistów - w jakikolwiek sposób związanych z tą dziedziną - przyprawia o wyraz znudzenia na twarzy. Epoka cyfrowa, epoka informacji, epoka elektroniczna - wielokrotnie słyszeliśmy już te terminy, braliśmy udział w niezliczonych dyskusjach i przeglądaliśmy jeszcze więcej dokumentów, próbujących wyjaśnić ich znaczenie. Istnieje niemalże tyle punktów widzenia dotyczących kierunku przemian oraz przyszłego kształtu rzeczywistości, za 10 czy 20 lat, ilu bibliotekarzy wypowiada się na ten temat. Być może wyjaśnia to, dlaczego społeczność bibliotekarska podejmuje tak chaotyczne działania w zakresie tworzenia zasobów cyfrowych. Nie brakuje konkretnych przedsięwzięć, natomiast nie wytyczono dotychczas jednolitego kierunku, w którym należałoby podążać. Mam na myśli digitalizację naszego dziedzictwa dokumentarnego, ogromną ilość książek, materiałów archiwalnych i innych wypełniających obecnie półki naszych bibliotek.

Technologia cyfrowa i powiązana z nią sieć telekomunikacyjna radykalnie zmieniły sposób udostępniania tekstów. Dla większości użytkowników teksty (czy inne rodzaje dokumentów, np. obrazy) są ważniejsze niż same książki. W dyskusjach na temat książek i tego, jak wspaniała i kluczowa jest ich rola, często mieszane są ze sobą pojęcia książki i tekstu. Terminu "książka" często używa się jako synonimu słowa "tekst"; kiedy Milton - pełen entuzjazmu - wypowiadał się na temat ogromnego znaczenia książki jako: drogocennej esencji wzniosłego ducha [...] ["the precious life-blood of a master spirit, embalmed and treasured up on purpose to a life beyond life", Areopagitica], tak naprawdę miał na myśli dobry tekst. Wielu innych pisarzy w rozprawiających o jakości książek, posługiwało się tym pojęciem, popełniając ten sam błąd.

Nie można zaprzeczyć, że książki to cudowne przedmioty; ich postać bywa prawdziwym dziełem sztuki projektowania i ma znaczący estetyczny potencjał, co w minionych wiekach wykorzystywało wielu drukarzy, odlewaczy czcionek oraz introligatorów. Jako artefakty historyczne mają ogromną wartość; znawcy historii książki coraz częściej zdają sobie sprawę, jakie znaczenie mają opatrzone komentarzami czy autografami egzemplarze książek oraz wiodą dyskusje na temat wpływu fizycznej postaci książki na przekazywaną przez nią informację.

Powyższe elementy pełnią w gruncie rzeczy funkcje drugorzędne, dla wielu użytkowników książek, zarówno starych, jak i nowych są one wyłącznie nośnikami tekstów. Zostały wynalezione po to, by ludzie mogli docierać do tekstów, biblioteki natomiast stanowiły logiczne następstwo tego założenia. Ludziom potrzebne są teksty zawarte w książkach, a biblioteki sprawnie zaspokajają te potrzeby, gromadząc całe kolekcje w jednym miejscu. Czytelnicy nadal odwiedzać będą biblioteki, ponieważ te przechowują niezbędne dla nich teksty a zarazem umożliwiają dostęp do wielu innych prac, które mogą okazać się przydatne.

Rewolucja cyfrowa to siła, która może wszystko radykalnie zmienić. Jeżeli tekst w postaci elektronicznej znajduje się na serwerze podłączonym do Internetu, po przyciśnięciu kilku klawiszy może być dostępny w dowolnym miejscu na świecie, bez konieczności udawania się do biblioteki. Nie zmienia się znaczenie tekstu i prawdopodobnie będzie tak, dopóki nie zostaną stworzone takie metody komunikowania się, które nie opierają się na słowach. Ani marmury, ani lśniące posągi książąt nie przetrwają dłużej niż potęga poezji ["No marble, no glided monuments of princes shall outlive this powerful rime"], może jednak zniknąć konieczność istnienia książek jako nośników tejże poezji.

Przytacza się wiele argumentów przeciw temu twierdzeniu, a większość z nich jest na dłuższą metę nieuzasadniona. Łatwo zaobserwować, że w ostatnich latach wydawano coraz więcej książek i trudno o wrażenie, by były one przeżytkiem. Ludzie lubią książki; są im bliskie i stanowią źródło przyjemności, jest więc mało prawdopodobne, by nasze pokolenie zdołało od nich uciec, ale powinniśmy zachować ostrożność, kiedy mówimy o przyszłości. W świecie nauk ścisłych (inaczej niż w humanistyce) powszechny jest już pogląd, że jeżeli coś nie istnieje w Internecie, a przynajmniej w sieciach lokalnych, nie istnieje w ogóle i pogląd ten z pewnością będzie się upowszechniał. Wiele osób wskazuje na nieporadność i niedoskonałość technologii - powolna transmisja danych, nieładny sposób ich prezentowania, trudniejsze niż w wypadku prac drukowanych odczytywanie z ekranu dużych partii tekstu. Dzisiaj są to zarzuty prawdziwe, ale czy nadal będą takie za 20 lat, jeżeli weźmiemy pod uwagę tempo rozwoju technologii? Niektórych niepokoi kwestia ochrony zasobów cyfrowych i to, czy współczesne wydawnictwa cyfrowe będzie można odczytać za dziesięć lat. Wszystkim nam znane są przerażające historie na ten temat, i znów, czy możemy być pewni, że w przyszłości nie będzie to jedynie błahy problem?

Czy nam się to podoba, czy nie istnieją już technologie, za pomocą których można całe dziedzictwo dokumentarne świata zapisać w postaci cyfrowej, chociaż w najbliższym czasie nie należy się spodziewać funduszy na ten cel. Ci, którzy korzystają z cyfrowych odpowiedników prac drukowanych oraz z materiałów stworzonych wyłącznie w postaci cyfrowej, docenią korzyści płynące z takiego sposobu dostępu do informacji, chociaż wciąż będą mogli korzystać z wydruków tych prac. Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z wydanego w 1750 roku Gentleman's Magazine, nie musi już w tym celu udawać się do biblioteki i prosić o ten z pewnością nieudostępniany egzemplarz. Wystarczy przyciśnięcie kilku klawiszy, by znaleźć się na stronie internetowej projektu elektronicznej biblioteki Library of Early Journals [Biblioteka Dawnych Czasopism] i edytować poszukiwany tekst na ekranie oraz wydrukować tyle stron, ile jest nam potrzebnych, a wszystko to bez wdawania się w dyskusje z konserwatywnie nastawionym bibliotekarzem na temat możliwości uzyskania kopii z tak delikatnego materiału.[1]

Jaka jest odpowiedź bibliotek na nowe możliwości? Jak zostało już wcześniej powiedziane, nie brakuje nam inicjatywy. Bez końca dyskutujemy, co to może oznaczać i czy rzeczywiście nadchodzi koniec epoki książek drukowanych. Nie dalej jak w 1992 roku przedstawiciel Houghton Library w Harvardzie, przemawiając na sympozjum dotyczącym przyszłości bibliotekarstwa zajmującego się starymi drukami, skłonny był przypuszczać, że każda książka wydrukowana w którymś z zachodnich języków przed 1800 rokiem będzie dostępna w cyfrowej wersji pełnotekstowej w czasie nie dłuższym niż 25-50 lat.[2] Jednakże sir Anthony Kenny, pisząc przedmowę do pracy The British Library towards the digital library [Biblioteka Brytyjska wobec biblioteki cyfrowej] opublikowanej w 1998 roku, stanowczo stwierdził, że należy odrzucić wszelkie fantazje tych osób, które twierdzą, że w dwudziestym pierwszym wieku wszystkie informacje będą przechowywane i przekazywane drogą elektroniczną. [3] Wiele wysiłku włożono w zdefiniowanie pojęcia biblioteki hybrydowej, gromadzącej teksty drukowane i elektroniczne.

Poświęcamy także wiele energii oraz środków finansowych na różnego rodzaju projekty, których celem jest digitalizacja i udostępnianie zasobów cyfrowych. Sporo pracy pochłonęło stworzenie dostępnych w sieci katalogów elektronicznych, co było logicznym początkiem rzeczy, ale to dopiero wstęp do cyfrowego bibliotekarstwa w porównaniu ze znacznie poważniejszym wyzwaniem, jakim jest tworzenie pełnotekstowych zasobów cyfrowych. Tutaj brak już wspólnej polityki. Prowadzonych jest szereg małej i średniej skali projektów digitalizacji tekstów, które realizowane są przez biblioteki, środowiska akademickie i niektórych komercyjnych wydawców. Wybrane skarby w poszczególnych kolekcji zamieszczane są w sieci razem z kompletnymi tekstami, zwłaszcza dzieł literackich Cele takich projektów są. rozmaite; ich realizacja daje poczucie uczestnictwa w czymś nowym i atrakcyjnym, czego ludzie z jednej strony nie chcą być pozbawieni, a z drugiej - nie chcą (lub nie mogą) przeznaczyć na takie działania zbyt wielu środków. Zwłaszcza w wypadku bibliotek siłą sprawczą poszczególnych projektów jest najczęściej dostępność funduszy, czy to JISC [Joint Information System Committee][4] dla biblioteki elektronicznej czy NOF [New Opportunitties Fund], co powoduje, że u podstaw tego typu inicjatyw leżą raczej jednostkowe pomysły niż długofalowe strategie i plany perspektywiczne. W opublikowanym w 1999 roku raporcie Scoping the future of the University of Oxford's digital library [Przyszłość biblioteki cyfrowej Uniwersytetu Oxfordzkiego] napisano: większość inicjatyw podejmowana jest w oderwaniu od innych podobnych i w efekcie dają różne odpowiedzi na te same pytania lub napotykając na rozwiązany już przez innych podobny problem - wyważają drzwi do lasu.[5]

W konsekwencji powstał chaotyczny zbiór cyfrowych obiektów, zbudowany według kilku zaledwie zasad przewodnich, w którym powielone materiały nie należą do rzadkości. Już bardzo pobieżne, trwające kilka minut poszukiwania w sieci wykazują, że dostępnych jest pięć różnych pełnotekstowych wersji Bleak House, a należy przypuszczać, że może ich być więcej. Na stronach internetowych bibliotek na całym świecie zamieszczono niezliczoną ilość zdigitalizowanych stron tytułowych, obrazków, fragmentów tekstów, czasami będących spadkiem po zorganizowanych wystawach, a innym znów razem stanowiących próbki tego, co znajduje się w zbiorach biblioteki. Istnieją także cyfrowe zasoby, powstałe w oderwaniu od osób, które mogłyby zainteresować; ciekawe jak wiele osób poszukujących w katalogach bibliotek angielskich wydanego w Londynie w 1670 roku Catalogus plantarum Johna Raya wie, że jego kompletny cyfrowy odpowiednik dostępny jest w bazie danych Gallica stworzonej przez Bibliothéque Nationale? [6]

W bibliotekarstwie naprawdę istotne idee były na ogół szeroko zakrojone i proste, a koncentrowały się wokół powszechnego i jednolitego sposobu opracowania zbiorów. Skrócone opisy katalogowe, obejmujące wszystkie wydawnictwa różnych narodów z określonego przedziału czasowego, stały się interdyscyplinarnymi kamieniami milowymi dla procesu prowadzenia badań naukowych. Innego typu przykładem może być format MARC. Począwszy od Biblioteki Aleksandryjskiej, najważniejszymi bibliotekami były te, które gromadziły w jednym miejscu literaturę z konkretnej dziedziny lub literaturę konkretnego narodu. Chociaż w związku ze stale rosnącą liczbą publikacji - idea Antonia Panizziego, by zgromadzić całą literaturę w jednym miejscu - jest coraz mniej wykonalna, jej założenia przetrwały w takich inicjatywach, jak Universal Bibliographical Control czy Distributed National Resource - są to skoordynowane systemy, opierające się na pomyśle, by ujednolicić sposób dostępu do wszystkich zasobów. Środowisko cyfrowe oferuje nowe możliwości stworzenia ogólnie dostępnych kolekcji wirtualnych, o których wiadomo, że fizycznie nie mogą być zebrane w jednym miejscu, jednakże biblioteki nie potrafią skonsolidować działań w chwili, gdy należy stawić czoła wyzwaniu i podjąć je. Więcej dowodów tego rodzaju nowoczesnego myślenia zdają się dostarczać wydawnictwa komercyjne. Pełnotekstowa cyfrowa wersja całości anglojęzycznej literatury wydanej przed rokiem 1700 (Early English Books On-line - Dawne Piśmiennictwo Angielskie On-line) jest właśnie przygotowywana przez ProQuest, firmę, do której należy teraz także baza Chadwick-Healey Literature On-line, zawierająca ponad ćwierć miliona pełnych tekstów z zakresu literatury. JSTOR [JSTOR - The Scholarly Journal Archive], który digitalizuje wszystkie czasopisma wychodzące w określonych przedziałach czasowych, nie jest ściśle komercyjną instytucją, ale działa jako niezależna organizacja not-for-profit.

Można powiedzieć, że wszystko jest takie, jak być powinno - zadanie bibliotek polega na gromadzeniu i udostępnianiu materiałów, a nie na wydawaniu ich faksymiliów, gdyż to powinno pozostawać w gestii instytucji komercyjnych. Być może, ale technologia cyfrowa wprowadziła wiele zmian w tym modelu. Niewykluczone, że wydawcy faksymiliów ostatecznie przejmą rolę bibliotek w bezpośrednich kontaktach z użytkownikami (na określonych warunkach), ponieważ będą przechowywać materiały w ten sam sposób, jak zwykły to robić biblioteki. Taki kierunek rozwoju może być niczym więcej niż nieuniknionym i zdrowym elementem ewolucji ekonomicznej; ale bibliotekarze, zanim podetną gałąź, na której siedzą, powinni zdać sobie sprawę, iż są opiekunami historycznego dziedzictwa, że posiadają materiały, których potrzebują uczeni i że być może powinni brać aktywny udział w wytyczaniu kierunku rozwoju zasobów cyfrowych. Wiele bibliotek, a wśród nich biblioteki narodowe, publiczne, a także inne związane z edukacją, które uznały jak duży potencjał drzemie w środowisku bibliotekarskim, ma zasadnicze powody, by uczestniczyć w pracach nad przygotowaniem strategii digitalizacji, a wynikają one z konieczności zapewnienia dostępu do materiałów przez nie gromadzonych . Z jednej strony biblioteki istnieją po to, by przechowywać różnorodne materiały, z drugiej zaś, by stworzyć takie usługi, które pozwolą na kontrolowany dostęp do nich jak najszerszemu środowisku. Jeżeli stoimy na stanowisku, że w interesie społecznym jest gromadzenie kolekcji narodowych w takich instytucjach, jak British Library, utrzymywanych z funduszy państwowych, to przenosząc ten punkt widzenia na biblioteki ery cyfrowej, powinniśmy dążyć do stworzenia cyfrowego odpowiednika tradycyjnej biblioteki w podobny sposób udostępniającej zbiory "pro publico bono".

Jeśli niezbędny jest kolejny dowód, by wykazać, jakie niebezpieczeństwo niesie ze sobą przejęcie kontroli nad dostępem do różnego typu wydawnictw przez sektor komercyjny, można przypomnieć problem "uwolnienia" czasopism elektronicznych. Wśród naukowców rośnie zaniepokojenie, że publikowanie rezultatów ich badań jest coraz bardziej uzależnione od niewielkiej liczby wydawców, który opanowali rynek napisał ostatnio William Hersh w czasopiśmie Nature.[7] Bibliotekarze zmuszani do kupowania większości czasopism naukowych wiedzą doskonale, że wytworzyła się ostatnio taka sytuacja, w której kilku zaledwie wydawców kontroluje rynek czasopism. Naukowcy publikują wyniki badań w periodykach, które następnie drogą bardzo kosztownej subskrypcji muszą być kupowane przez instytucje, w których wielu z nich pracuje. Prawa autorskie także w przemyślny sposób przechwytywane są przez wydawców, którzy często wymagają od autorów, by zrzekali się swoich praw na rzecz wydawcy. Powstawanie takich organizacji jak SPARK czy PubMed, próbujących przywrócić wpływy środowiskom naukowym (autorom prac) i umożliwić społeczeństwu darmowy dostęp do publikacji, przez zamieszczenie ich w Internecie, jest promykiem nadziei, jednak problemu tego nie da się łatwo rozwiązać.

Spostrzeżenia zawarte w tym artykule narodziły się podczas prób określenia, z pozycji Wellcome Library (biblioteki wchodzącej w skład Wellcome Trust, a posiadającej bardzo bogate i różnorodne zbiory), w którą stronę powinny zmierzać działania, wysiłki związane z opracowaniem programu digitalizacji. Wellcome Library wraz z Higher Education Digitisation Service (HEDS) starają się znaleźć odpowiedź na to pytanie, a jednym z wniosków, niezbyt zaskakujących, które nasunęły się po przeprowadzeniu badań był ten, że najbardziej użyteczne projekty digitalizacji to poważne i duże przedsięwzięcia, obejmujące i udostępniające znaczącą liczbę materiałów, takie jak EEBO czy JSTOR. Małe projekty stanowią jedynie namiastkę dokumentacji cyfrowej i są znacznie mniej przydatne. Badania wykazały także, co jest dość dziwne, że brak publikacji dotyczących sukcesów czy porażek konkretnych projektów digitalizacji.

Przygnębiającym jest fakt, że brakuje jednolitej, zatwierdzonej strategii narodowej, która ułatwiałaby wszelkie decyzje związane z digitalizacją. Bez względu na to, jak szeroko zakrojony projekt realizuje organizacja czy konsorcjum, zawsze będzie on stanowić część większej całości, swego rodzaju puzzli, które musimy ułożyć wspólnie i nie chcemy, by dwie osoby starały się odszukać ten sam fragment i by w efekcie powstała jedynie połowa ramki i kawałek narożnika. O ile lepiej byłoby, gdyby istniał wspólny, centralnie zarządzany, ogólnonarodowy program (digitalizacji tekstów)), jako napisał Ray Lester w czasopiśmie SCONUL Newsletter jesienią 2000 roku.[8]

Nietrudno przewidzieć, jakie powinny być podstawowe założenia strategii digitalizacji. Bezspornie punkt wyjścia stanowiłaby digitalizacja tych materiałów, które społeczeństwo danego kraju chciałoby widzieć w postaci cyfrowej za jakieś dwadzieścia lat. Mogłyby to być dosłownie wszystkie materiały (to bardzo ambitny cel) albo - i jest to bardziej realistyczne podejście - wszystkie teksty (a nie wydania) z określonej dziedziny lub wybrane według innego kryterium. W ramach założeń ogólnych można dookreślić cele szczegółowe i ustalić ich hierarchię ważności. Podobny program powinien zostać opracowany także dla archiwów. Tak przygotowany dokument stałby się cenną wskazówką dla każdej placówki podejmującej się digitalizacji własnych zbiorów oraz dla instytucji, które takie działania finansują. Kolejną ważną kwestią jest stworzenie centralnej bazy danych (może to być wirtualna baza), której metadane zawierałyby linki do adresów URL odpowiednich dokumentów cyfrowych. W wypadku zasobów archiwalnych obejmujących okres od XIX wieku do współczesności przychodzi na myśl baza ESTC (English Short-Title Catalogue), chociaż nie obejmuje ona wszystkich dokumentów. Francuska baza Gallica, która wykorzystuje nie tylko pliki cyfrowe powstałe w Bibliothéque Nationale, ale także te stworzone przez szereg instytucji partnerskich, wydaje się stanowić wzorzec dla aktualnie dostępnych w publicznych domenach zasobów cyfrowych krajów anglojęzycznych.

Jakie instytucje miałyby podjąć się opracowania strategii digitalizacji? Wiele pionierskich prac w dziedzinie budowy biblioteki elektronicznej powstało w ostatnich latach w sektorze szkolnictwa wyższego, w którym oczywiście działa wiele bibliotek naukowych, ale są one związane raczej w lokalnymi niż ogólnonarodowymi programami. Organizacje takie jak: CURL (Consortium of University Research Libraries), RLG czy LIBER (Ligue des Bibliotheques Européennes de Recherche) mogłyby brać aktywny udział w opracowywaniu strategii digitalizacji, chociaż mają ograniczone wpływy i środki finansowe. Biblioteka narodowa wydaje się naturalnym miejscem, w którym powinna zostać opracowana narodowa strategia digitalizacji, jednak BL (British Library) nigdy nie zajmowała jednoznacznego stanowiska, jeżeli w grę wchodziło zalecanie czegoś, a ty bardziej ustanawianie polityki narodowej w jakimś zakresie. Pewne znaczenie mogą mieć też środki finansowe. Istnieją także quasi-narodowe biblioteki, nie związane ze środowiskiem naukowym, do których z powodzeniem można by odnieść niektóre z przedstawionych tutaj założeń, jednak nie jest to grupa, zdolna samodzielnie sprostać zadaniu opracowania strategii. Oczywiście istnieją również takie instytucje, jak UKOLN (The UK Office for Library and Information Networking) czy DNER (The Distributed National Electronic Resource), prowadzące prace nad rozwojem biblioteki elektronicznej, z istotnymi, ale nieco odmiennymi programami i w gestii żadnego z nich nie jest opracowanie ogólnej strategii digitalizacji. Zainteresowanie tym tematem wykazała natomiast nowo powstała grupa Research Support Libraries Group - Brian Follett, przewodniczący grupy, stwierdził, że w zakres kompetencji tej jednostki wchodzi dążenie do opracowania narodowej strategii digitalizacji istniejących kolekcji podstawowych materiałów naukowych[9] - jednak kwestia ta nie została ujęta w przygotowanym przez tę grupę protokole, opublikowanym na jej stronie internetowej.

Zaprezentowana w niniejszym artykule analiza problemu opracowania narodowej strategii digitalizacji może się wydawać nazbyt uproszczona, jednak z pewnością zawiera wiele trafnych hipotez. Pierwszym, ważnym założeniem jest, że współczesna technologia jest już wystarczająco zaawansowana, by można było inwestować środki finansowe oraz podejmować wysiłki w celu stworzenia zasobów cyfrowych, które będą trwałą wartością, choć kwestia ta może wymagać dokładniejszych rozważań. Kolejne założenie jest takie, że dotychczasowy sposób finansowania bibliotek, w którym instytucje te są dla dobra publicznego utrzymywane z publicznych funduszy, nie zmieni się - społeczeństwo nadal wierzyć będzie, że obywatele mają prawo do wolnego dostępu do materiałów gromadzonych w bibliotekach, a w erze cyfrowej logicznym następstwem tradycyjnego udostępniania materiałów stanie się narodowa baza danych publikacji cyfrowych. W świecie publiczno-prywatnego partnerstwa, w świecie, w którym uniwersytety coraz częściej zmuszane są, by działać niczym firmy komercyjne, trudniej jest cokolwiek przewidywać. W artykule nie wspomniano o kwestii praw autorskich, o tym poważnym problemie dotyczącym współcześnie wydawanych publikacji drukowanych i cyfrowych, ale mniej istotnym, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że ogromna ilość materiałów przechowywanych w bibliotekach pochodzi sprzed XIX wieku.

Pomysł opracowania narodowej strategii digitalizacji może wydawać się za bardzo ambitny czy nawet sformułowany zbyt "dyktatorskim" tonem, może także zrodzić nieuzasadnione przypuszczenia na temat tego, co dla bibliotekarzy jest dzisiaj najistotniejsze. Konsekwentnie odrzucam wszelki bezzasadne przypuszczenie i niemądre mrzonki i zmuszony jestem powrócić do oczywistego spostrzeżenia, że obecna, niezbyt zadawalająca sytuacja w dziedzinie digitalizacji może się tylko zmienić na gorsze, jeżeli nie zostaną podjęte żadne działania. Jeszcze więcej pieniędzy przeznaczonych zostanie na pojedyncze projekty, albo roztrwonionych na inne cele - czy nie jest poważnym zagrożeniem dla takich projektów, jak Full Disclosure lub UKNUC (UK National Union Catalogue), wkładanie ogromnego wysiłku w odwzorowanie fizycznych cech tekstu, podczas gdy przyszłym pokoleniom wiedza na ten temat nie będzie w ogóle potrzebna?

Wierzę, że istnieje paląca potrzeba, by społeczność bibliotekarska zaczęła działać wspólnie i znalazła sposób na to, by digitalizacja dziedzictwa dokumentalnego i opracowanie jej jednolitej strategii stały się jednym z podstawowych zadań bibliotek. I nie jest to zadanie, które można wykonać w pojedynkę, a inercja doprowadzi po pewnym czasie niemożliwych do odrobienia strat. Narodowa strategia digitalizacji to wizjonerskie wyzwanie rzucone pokoleniu współczesnych bibliotekarzy.

 

Przedruk za:
Digitization : do we have a strategy? [Dokument elektroniczny] / David Pearson // Ariadne. - 2001, iss. 30 (December). - Tryb dostępu: http://www.ariadne.ac.uk/issue30/digilib/.

Tłumaczenie: Joanna Grześkowiak

 

Przypisy

[1] Welcome to the Internet Library of Early Journals : A digital library of 18th and 19th Century journals. In Bodleian Library University of Oxford [on-line]. [dostęp 17 lutego 2003]. Dostępny w World Wide Web: http://www.bodley.ox.ac.uk/ilej/.

[2] WENDORF, Richard (ed). Rare book and manuscript libraries in the twenty-first century. Cambridge, Mass. : Harvard University Library, 1993, p. 11.

[3] KENNY, Anthony. Foreworld. In. Towards the digital library. Leona Carpenter et al (eds). London : British Library, 1998, p. 5.

[4] Niniejszy tekst jest tłumaczeniem z języka angielskiego i zgodnie z życzeniem autora zachowano konwencję podawania nazw instytucji w formie akronimu. Jednak dla wygody polskich czytelników wszystkie skróty zostały rozwinięte. Przyp. red.

[5] Scoping the Future of Oxford's Digital Collections : A Study Funded by the Andrew W. Mellon Foundation. In Bodleian Library University of Oxford [on-line]. [dostęp 17 lutego 2003]. Dostępny w World Wide Web: http://www.bodley.ox.ac.uk/scoping/. See section 7.1.

[6] RAY, John. Catalogus plantarum Angliae et insularum adjacentium tum indigenas, tum in agis passim cultas complectens... [on-line]. Num. BNF de l'éd. de Leiden : IDC, 1985. [dostęp 17 lutego 2003]. Dostępny w World Wide Web: http://gallica.bnf.fr/scripts/ConsultationTout.exe?E=0&O=N098508

[7] HERSH, William. The way of the future? Nature, 2001, vol. 413, p. 680.

[8] LESTER, Ray. A few irreverent thoughts on 'digitisation'. Sconul Newsletter, 2000, nr. 20, p. 5-7.

[9] FOLLETT, Brian. Just how are we going to satisfy our research customers. Liber Quarterly, 2001, nr. 11, p. 222; The Group's minutes are accessible on their website : Research Support Libraries Group [on-line]. [dostęp 17 lutego 2003]. Dostępny w World Wide Web: http://www.rslg.ac.uk/.

 Początek strony



Digitalizacja - czy istnieje jakaś strategia? / David Pearson// W: Biuletyn EBIB [Dokument elektroniczny] / red. naczelny Bożena Bednarek-Michalska. - Nr 2/2003 (42) luty. - Czasopismo elektroniczne. - [Warszawa] : Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich KWE, 2003. - Tryb dostępu: http://www.ebib.pl/2003/42/pearson.php. - Tyt. z pierwszego ekranu. - ISSN 1507-7187